Ludzie przyszli, ja stanąłem z boku i tam już zostałem. A nawet zacząłem oddalać się jeszcze bardziej, na sam skraj szerokiej sceny. Ostatecznie taka była moja rola: pomóc wypowiedzieć się tym, których rzadko pyta się o zdanie i usunąć się w cień. Nie wyczułem powagi momentu. Byłem może zbyt zdenerwowany, a w procesie organizacji zbyt dużo było pośpiechu, a za mało czasu. Miasto Junín de los Andes też czasu nie miało, kończy się rok i wszyscy, którzy mają coś wspólnego z kulturą i edukacją, biegają po spotkaniach, zebraniach i naradach. Tak jak ostatnio wszystko w Argentynie, tak i w tym wypadku dojazd był bardzo drogi, bo co powiecie na 90 zł za 160 km podróży autobusem od osoby. Nawet nie chodzi o pieniądze, tylko o to, że człowiek czuje, że go okradają. Wybraliśmy się z Lucíą autostopem i przyjechaliśmy parę godzin przed wydarzeniem. Gmina zaoferowała nam nocleg w hotelu po projekcji. Nie było więc czasu, żeby przyjechać spokojnie dzień wcześniej i posmakować wibracji powietrza w te...