Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

Urocza wioska Abyaneh

< poprzedni odcinek | spis treści | następny odcinek >  Z Kashanu pojechałem do Abyaneh - uroczej wioseczki pod górami, gdzie wszystkie domki są czerwone a ludzie chodzą w ludowych strojach i przewożą dobytek na osłach. Ostatni pojazd jakim jechałem do Abyaneh to perski pickup: Zamyad, którego ujeżdżaliśmy wspólnie z parą Czechów , a w samej wiosce dołączyliśmy do reszty Grupy Wyszehradzkiej w postaci Węgra i Słowaczki (mówiącej po słowacku, czesku, polsku, niemiecku, angielsku, węgiersku chyba też i w farsi). Cała ta czwórka podróżowała sobie rączo po Iranie, z tym że raczej transportem publicznym. Po drodze do Abyaneh przejeżdża się obok sławnych irańskich instalacji nuklearnych pod Natanz . Mijając ten znienawidzony w świecie przybytek widzi się dookoła znaki zakazujące robienia zdjęć oraz sporo stanowisk z karabinami maszynowymi , więc tu już nie byłem takim chojrakiem jak w Teheranie  i się od fotografii powstrzymałem. Ujeżdżając Zamyada W ...

Cudowny Kashan

< poprzedni odcinek | spis treści | następny odcinek >  Kashan . Pewnie wypadałoby zacząć jakimś przaśnym żartem, że niby Kashan, a wcale nie kaszana czy coś (hohoho). Faktem jest, że zanim wjechałem do Kashanu miałem zrobionych podczas całej do tej pory opisanej podróży jakieś 300 zdjęć, a wyjeżdżając po dwóch dniach z tego urzekającego miasta miałem ich ponad dwa razy więcej. Kashan to mała (ledwie ponad 300 tysięcy mieszkańców, jak na Iran to pipidówa)  pustynna osada w centralnym Iranie. Piaskowe chałupki, piaskowe lodówki (tak), kopuły meczetów ( piaskowe ), piaskowy bazar,  piaskowe wszystko.  Piaskowo-błotne mury wycinające w zabudowanej przestrzeni wąskie i kręte jak labirynt uliczki. A za murami - aaa, wcale nie kopalnia piasku, piasek podsypkowy, żwir płukany, pospółka, kruszywa, tłuczeń, żwir, wcale nie! Otóż są tam pałace o jakich Wam się nie śniło! I mi też. U nas w Ojropie to zdaje się zazwyczaj w miasteczku to będzie...

Qom, miasto mułłów

< poprzedni odcinek | spis treści | następny odcinek >  Gdy dotarłem do Qom (właściwie powinno się pisać Ghom czy jakoś tak, takie gardłowe gh jak ukraińska ghrywna, jak powiecie Qom to nikt Was nie zrozumie, serio!) było już ciemnawo. Jazda na południe Iranu oznacza zagłębianie się w pustynię, co spowodowało pewien problem, który towarzyszył mi przez kilka następnych dni, tj. póki nie przywykłem. Chodzi mianowicie o to, że suche powietrze z duża ilością piasku powodowało u mnie (i jak się okazało u niektórych innych turystów również) krwotoki z nosa. Właśnie to przytrafiło mi się po przyjeździe do Qom. I wtedy właśnie przekonałem się, że ci wszyscy ludzie w pozostałych miastach Iranu, którzy będą mi mówić, że ludzie z Qom delikatnie mówiąc nie są fajni - mieli rację. Otóż tak jak w każdym innym mieście byłem co chwila zagadywany, witany i ktoś pytał mnie czy może mi pomóc, tak siedząc opodal dworca w Qom z krwawiącym nosem nikt nie zwracał na mnie uwagi, chociaż lu...

Teheran

< poprzedni odcinek | spis treści | następny odcinek >  Zbieram się Rano, zanim zebrałem się na wyjazd do Teheranu, Hamed zdążył mnie trochę powypytywać o ideę mechaniki kwantowej i zgrać mi dwa nielegalne filmy, które zresztą bardzo polecam (szczególnie pierwszy): Prostitution behind the vail oraz Four wives one man . Znajdziecie je w necie z łatwością (a ściągać je można zupełnie legalnie, są udostępniane przez autorów z tego co wiem). Drugi z nich - jak można się domyśleć - pokazuje życie mężczyzny posiadającego cztery żony . Pierwszy zaś ujawnia w jaki sposób, pod płaszczykiem legalności i religijności, działa prostytucja w Iranie . Film zrealizowany przez Irankę, która wyemigrowała do Szwecji, kręcony w dużej mierze ukrytą kamerą , dokument. Chwilami dość wstrząsający. Nie tyle scenami, ale faktami, jakie ujawnia. Pan produkujący jedzonko w postaci rozgniecionego jajka, pomidora i ziemniaka, posolonego i przyprawionego oraz zawiniętego w naleśnik Autos...

Fejsbuk

Hola! Jak już pewnie niektórzy co bardziej spostrzegawczy zauważyli niniejsza witryna pojawiła się na fejsie . Teraz już http://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/ da się lubić, tak już zupełnie oficjalnie. Bo jak czegoś nie ma na fejsie to zdaje się nie da się tego lubić. Np. mnie osobiście nie da się lubić. A Warszawa np. da się lubić . No, to jak ktoś lubi, to tam po prawej może polubić. Oficjalnie!

Tabriz, albo raczej w drodza z Ardabil do Teheranu

< poprzedni odcinek | spis treści | następny odcinek >   Kontunuując... Noo bo ostatnio, czyli pod koniec listopada, skończyłem moją irańską opowieść na tym jak byłem w Ardabil . Listopad był dość dawno więc tak gwoli przypomnienia o czym mowa to o tym (tak, trzeba kliknąć jak się chce dowiedzieć) . Pojechałem z Ardabil do Tabrizu oczywiście stopem i oczywiście mi się udało. Jechałem tam przejazdem w drodze do Teheranu (chociaż jak popatrzycie na mapę to to zupełnie nie jest po drodze) gdyż chciałem odwiedzić tam szalonego Nassera z informacji turystycznej (Nasser Khan, informacja turystyczna przy Shohada str141, czyli przy jednym z głównych wejść na bazar) i kupić u niego tanio przewodnik Lonely Planet (bardzo dobry zresztą, w sensie ten o Iranie). Nasser przyjmował akurat jakiegoś niemieckiego emerit turist na rowerze, ale jako że przedstawiłem się jako Polak nie zapomniał rzucić " wszystko dobrze? ", " jestem ogier luzak ", " fajna dupa " ...

Muzea w Lozannie, cz. 1

Minął już tydzień jak siedzę w Lozannie. W sobotę, po tygodniu intensywnego kursu francuskiego i ogólnego ogarniania co się dzieje, postanowiłem zobaczyć trochę miasta. Zwłaszcza, że była piękna pogoda oraz że, jak się dowiedziałem, w Lozannie w każdą pierwszą sobotę miesiąca wejścia do muzeów są darmowe (!) . Zanim jednak wybierzemy się na wycieczkę po muzeach - gorące frankofońskie pozdrowienia od Wojciecha Manna, Wojciecha Ganczarka i Krzysztofa Materny:

Fizyk w Lozannie

Uwaga! Ta notka zdradza wszelkie oznaki bycia notką długą, także jak jesteś Czytelniku leniwy, to lepiej od razu przestań czytać (dla dobra swojego i Twoich najbliższych)! Gdzieś tak mniej więcej w niedzielę przeprowadziłem się do Lozanny na najbliższe 5 miesięcy korzystając z programu Erasmus. Lozanna leży w Szwajcarii, wobec czego jest tam pieruńsko drogo a także zupełnie ładnie. Mieszkam więc sobie nad Jeziorem Lemańskim (czyli Genewskim, nie mylić z Jeziorem Lemańskim w powiecie szczycieńskim , chociaż czasem sobie myślę, że chętnie bym się zamienił*). Od niedzieli jest raczej pochmurno, nic nie widać i popaduje śnieg, chociaż chyba właśnie wyszło słońce, więc myślę, że może wreszcie zrobię dzisiaj zdjęcie czegoś ładnego, np. Alp po drugiej stronie jeziora. Póki co siedzę w kosmicznej bibliotece (tudzież Rolex Learning Center) gdzie mam internet, bo w mieszkaniu jeszcze się go nie dorobiłem. Rolex widziany od dołu, tzn. tam się przechodzi właśnie pod takimi łukami i z pewnoś...