Po przeszlo trzech tygodniach podrozy czlowiek czasem chcialby nieco odpoczac. Sa takie chwile w zyciu podrozujacego, ze pragnie z serca calego jakiegos kontaktu ze swa cywilizacja. Np. zjesc cokolwiek, co nie jest baranina itp. Zacznijmy od tego, ze na wschod od Buga wszystko co ma w swej nazwie CAFE tudziez KOFE jest po prostu mala restauracja. W szczegolnosci w Kirgistanie w takich miejscach mozna zjesc najrozniejsze (czyli tak ze dwie, bo reszty juz/jeszcze/po prostu nie ma) potrawy z baraniny, napic sie herbaty. A gdy ktos nieswiadomy zamowi kawe czeka go w najlepszym razie jakies neskafe 3w1 czy podobne swinstwo funkcjonujace mylaco pod nazwa szlachetniejszego napoju. No wiec wchodze do przybytku o nazwie Karakol Kofe/Karakol Coffee (idac ulica Toktogul od Jakshilik Bazar w strone wylotu na Jeti Oguz, drugi budynek za skrzyzowaniem z Lenina, po lewej): a tam kawiarnia! Prawdziwa! Taka wiecie, z kawa! Nie z neskafe czy innym rozpuszczalnym prochem, tylko najprawdziwsza,...