Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

Z pamiętnika rowerzysty wiejskiego

W październikowej Masówce , czyli prasowym ramieniu krakowskiej Masy Krytycznej , ukazał się tekst będący refleksyjną kompilacją trzech ( raz , dwa i trzy ) rowerowych podróży małych i dużych na pogranicze Podkarpacia i Lubelskiego. Także tego, zachęcam do lektury!  --------- Jesień. Nad Krakowem zawisły już grube chmury deszczowo-smogowe. W komentarzach prasowych tryumfują kierowcy („Pierwszy deszcz spadł, rowerzystów przegonił, tylko samochód, proszę państwa, samochód rozwiązaniem jedynym, dobrem ukochanym!”), a Ty marzysz o podróży na ciepły, daleki wschód... Może Iran, Kurdystan, Turcja, Biłgoraj...? Na bogatą infrastrukturę rowerową Stołecznego Królewskiego Tradycyjnego Białoczerwonego Brodatego Miasta Krakowa przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać. Na szczęście nie wszystkie miasteczka i sioła mają takie tradycje: nie musząc dbać o infrastrukturę dorożkarską, rzucają fundusze pod koła rowerów. Może nie wszyscy wiedzą, ale tam daleko, daleko, wśród gęstwin...

Merida na fotografii i na filmie nawet!

Wieczorem ulice nieco sie wyciszaja, ale ryk silnikow starych autobusow nie ustaje. Ulice urzadzone sa w ksztalt szachownicy, ponumerowane, i tak np. na rogu 49 i 60tej alei jest przyjemna, malenka kawiarnia, w ktorej daja dobra kawe, przelatujacy przez otwarte drzwi i okna wiatr nieco chlodzi, a na drewnianym stiliku z grubym blatem pisze sie swietnie. W zeszycie. Tanczace baby. Nie wiem, czy ne wiedza co ta maja robic, bo wygladaly dosc niepewnie, ale panowie na trabkach daja rade. Klimat meksykanskiej fiesty prosto z mercado w Meridzie specjalnie dla Was!

Meksyk - pierwszych dni parę

Jest gorąco (no niespodzianka!). Ale gorzej, bo mam jechać na południe, więc będzie jeszcze goręcej. Pojechałem autobusem do Brukseli, stamtąd do poleciałem do Cancun. A teraz jestem w Valladolid, przebywszy pierwsze 180km w dwa dni, pierwej spędziwszy nieco czasu w Cancun, próbując przyzwyczaić się do tutejszej strefy czasowej (albo dalej mi nie wyszło, albo jestem zmęczony) i do tutejszych bakterii (a to akurat mi się udało... jakby to powiedzieć... kupa trzyma się kupy, o). Uwaga, uwaga, krokodyle gryzą nawet drewniane tabliczki!

''Na Niderlandach nikt nie pyta o niego wiosnę lub dwie (...)''

Jako się rzekło , tak się i pojechało. Jutro Cancun, dziś Bruksela. I piosenka.  Kleyffowy tekst (klik).

Kryszaczku pra belaruskuju mowu - troszeczkę o języku białoruskim

Na Białorusi nie ma prostych odpowiedzi, jasnych podziałów. Trochę jak w kartoflanej babce: nigdy nie wiadomo, czy pod kolejną warstwą ziemniaków nie kryje się jeszcze trochę boczku, czy może jednak bulwa aż do dna. Babka kartoflana Pytanie o język na Białorusi jest zagadnieniem tyleż sławnym, co skomplikowanym, i w szczególności niektórzy Białorusini żyjący w Polsce dostają wysypki słysząc je po raz kolejny. No bo ileż razy można tłumaczyć, że niby większość po rosyjsku, ale to do końca nie jest rosyjski, że opozycyjni intelektualiści mówią po białorusku, ale często jest to martwy literacki białoruski, którego uczyli się z książek, że niby na zachodzie częściej po białorusku, ale..., że niby na wchodzi to zdecydowanie rosyjski, ale..., że edukacja na wsi to często czysta rusyfikacja, ale... Trudno przedstawić spójną tezę. Ograniczę się więc do przytoczenia kilku „ale”, które zjawiły się na mojej drodze podczas dwóch podróży na Białoruś. A gwoli wstępu - rapowana hist...

Bobrujsk: spotkanie z naczelnym rabinem, kościół-dom i inne nienormalności

Bobrujsk jest trochę jak Radom. Wyobraź sobie: przyjeżdża ktoś do Polski i mówi, że jedzie do Radomia. Usłyszy na pewno: nie no ej, stary, po co, daj spokój, przecież tam nic nie ma, może poza chytrą babą ... (Czym służy chytra baba? Radom. Żart. Haha.) Dokładnie tak samo jest z Bobrujskiem. I chyba właśnie w Bobrujsku z całej Białorusi podobało mi się najbardziej. O, pan bóbr