Z internetem jak zwykle bida, a w Belize to już w ogóle bida wielka, więc będzie krótko. Najpierw, że ukazały się w tzw. międzyczasie dwa teksty gdzie indziej: 1. Meksykańskie trzykołowce na Wolnym rowerze , 2. Handlarze z San Cristobal na Peronie4 Belize City, wyspa ptasia Poza tym, to jestem obecnie w Belize, co oznacza, że już nie w Meksyku, a poza tym, że przeciąłem północną Gwatemalę. W Gwatemali zaś ludzie okazali się wspaniali, więc odetchnąłem nieco od nie-zawsze-przyjaźnie-nastawionych ludzi w Meksyku. Uśmiechają się aż miło. Albo weźmy taki drugi dzień w Gwatemali. Zajeżdżam pod sklep, na śniadanie zakupuję fasolę, bo co innego można jeść na śniadanie. Pan będziesz jechał dalej? A nie, zjem sobie tutaj. Aaa, to siadaj pan, siadaj - sadza mnie za stołem. Kawke pan lubisz? A no pewno! I leci do domu, żona, gringo przyjechał! To ja krzyczę, że polaco, a nie gringo, że Europa, a ten że świeta matko Bolka i Lolka, Europa, tak daleko, muy lejos, muy lej...