Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2013

Sprzęt: dwa kółka, namiot i cała reszta, czyli jedź miejskim rowerem przez Amerykę

W niniejszym wpisie serwuję zestaw w pełni nieprofesjonalnych rad ( dokładnie tak jak w przypadku Kazbeku ) dotyczących przygotowania sprzętowego do dłuższej wycieczki rowerowej. Co należy wziąć na rowerową wyprawę, nazwijmy to dumnie. W moim wypadku chodzi o Amerykę Łacińską, ale wiele poniższych stwierdzeń sprawdzi się także na trasie Jarosław - Cieszanów , czy Bratysława - Medżugorie w miesiącach letnich. Zajmiemy się zarówno kwestią samego roweru, jak i wszystkim tym, co sadystycznie na nim wozimy. Podkreślam, że przedstawione rady są z jednej strony subiektywne, z drugiej zaś: wypróbowane tak podczas obecnej wycieczki amerykańskiej , jak i w kilku innych rowerowych podróżach po takich egzotycznych stronach jak np. Roztocze (znacznie piękniejsze od tego pożal się Boże Meksyku ). W skrócie: wielu się nie zgodzi, że z 25-letnim rowerem w ogóle warto wychodzić z domu. A okazuje się, że się da. Co więcej: niczego nam z takim rowerem do szczęścia nie brakuje. W jeszcze większym sk...

Z odwiedzinami u zapatystów, czyli o spotkaniu czterech zamaskowanych gości i o domku malowanym w grzyby

Ludzie, których spotkałem w Meksyku , nie bardzo chcieli ze mną o tym rozmawiać. Zapatyści? Nie, w tych okolicach nie ma. Albo: Zapatyści? Nie ma problemu, to przyjaciele! Ale co oni właściwie robią? Oni? Nie, nic nie robią. To znaczy może i robią, ale nie tutaj. Zresztą: ja nic nie słyszałem. A z tymi protestami, z tą reformą, to o co właściwie chodzi? Eee, ja to nie wiem dokładnie (a transparenty przeciw reformie wiszą w każdej wiosce, same się wywiesiły?). Nikt nic „nie wie”. To chyba najlepiej zapytać samych Zapatystów. Będzie to opowieść z cyklu „a ciekawe, co się stanie, gdy tam pójdę”, prawie jak w przypadku Ksenii Degielko , ale tym razem mi się udało. Tak czy tak, pusty pokój z czterema zamaskowanymi gościami nie znajduje się na każdym rogu: żeby do niego dotrzeć, potrzeba pewnej wiedzy, niemniej nie jest to jakaś wiedza tajemna. Taką wiedzę zdobywa się – jak wszystkie najfajniejsze rzeczy w nieplanowanych podróżach – na drodze przypadku. Ostrzegam, że tekst będzie dłu...

WAŻNE: można pomóc rodakowi wrócić do kraju i dostać kartkę z Gwatemali!

Jest sprawa, problem niemożliwy do rozwiązania. A jak się czegoś nie da zrobić, to znaczy, że to zadanie dla moich Drogich Czytelników! Aktualizacja 26.05.2014: R obert wrócił do Polski, misja wykonana! Aktualizacja 03.05.2014: Po walce z Ambasadą RP w Meksyku Robert dostał niedawno paszport i dzisiaj, 3 maja, udało mu się dojechać do Cancun: do Polski wróci dosłownie na dniach! Aktualizacja 17.01.2014:  Udało się - zebraliście 1564zł na powrót Roberta! Teraz zostaje losowanie kartek i oczekiwanie aż Robert dojedzie do Cancun, by kupić mu bilet. Losowanie się odbędzie , jak tylko będę miał trochę więcej spokojnego czasu internetowego. Dziękuję wszystkim, którzy włączyli się w zbiórkę - czy to wpłątą, czy propagandą ; ) Chodzi o to, że Robert, lat 47, już półtora roku temu utknął w Gwatemali i trzeba go stamtąd wyciągnąć. Robi, co może, ale sam nie da rady - dłuższy tekst o jego historii znajdziecie poniżej. W Polsce święta, Mikołaje, sexbombki i choinka, a Rober...

Czekolada "smaczna"

Na pierwszej gwatemalskiej czekoladzie jaką kupiłem (w składanym ręcznie i zaklejonym wąską taśmą klejącą opakowaniu dwie tabliczki po 4 wielkie kostki każda zawinięte na jak-wyjdzie folią do pakowania kanapek dla dobrych dzieci), mianowicie na każdej kostce tej czekolady widnieje napis "RICO", co znaczy tyle, co "smaczne" - to tak jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości podczas jedzenia. Bo jeśli je, dajmy na to, ma, mianowicie nie wie, czy to co je jest smaczne, to wystarczy spojrzeć na napis i już wątpliwości się pozbywa. Rico, czyli smaczne. Ja na przykład miałem takie wątpliwości. No bo przyznacie sami: cóż dobrego może wyjść z mieszanki cukru, oleju sojowego i kakao (mleka brak). Niby nic, a jednak napisane, że Rico, więc smaczne. Niby nic, a jednak jak się położy na tortillę masło orzechowe (zostało mi trochę z Belize, a tam jest tanie, a masło orzechowe to wspaniały, kaloryczny produkt rowerowy, pewnie można nim też nasmarować łańcuch), na to pokruszy na...

Droga naznaczona znakami, czyli zakaz wyrzucania martwych psów i inne kwiatki

Jak to już kiedyś stwierdziłem - jeżdżenie na rowerze samo w sobie jest zajęciem stosunkowo nudnym. Prawa noga w dół, lewa do góry, potem odwrotnie i tak całymi godzinami. Na szczęście tak zwani drogowcy czuwają, byśmy się nie zanudzili na śmierć. W ogóle czuwają nad tym, by nic nam się nie stało. Dlatego przede wszystkim należy szanować ich pracę: ... i "nie niszczyć znaków", jak głosi podziurawiony napis. Tzn. no tam trochę sobie postrzelać można, ale wszystko z umiarem.

Wulkan Acatenango, albo sztuka poruszania się gwatemalskim autobusem

Góra piękna. Tzn. wulkan piękny. Chociaż chyba wolę łańcuchy górskie, jak Karpaty Wschodnie , jak Tuszetia : na wulkan się wchodzi, z wulkanu się schodzi. Po łańcuchach się chodzi, to jest ta różnica. Ale żeby pod wulkan dojechać, trzeba użyć gwatemalskiego autobusu - to jest dopiero przygoda! "Dworzec" autobusowy w Antigua Guatemala, w dali wulkan Agua, który swego czasu eksplodował, a woda z jeziora w kraterze zalała byłą stolicę Gwatemali

Gdzie jest pochowany Andrzej Bobkowski

Wersja dla leniwych: Cementario Generale, Ciudad de Guatemala, mauzoleum numer 34 w sektorze 6 (cuadro 6) należące do rodziny Quevedo Avila Escobar Vega. Trafić jest prosto: wchodzimy głównym wejściem, podążamy dalej naprzód wzdłuż 2a calle, mijamy 1a i 2a avenida, dochodzimy do 3a avenida. Druga od końca kapliczka po lewej, tablica na lewej ścianie podpisana Andrzej Bobkowski .  Kapliczka, której szukamy Wersja dla Ambitnego Czytelnika: Trafić jest więc prosto, nawet bardzo prosto. Jeśli oczywiście znamy już "adres" kapliczki. Jeśli nie - procedura jest nieco dłuższa. No więc wchodzimy na cmentarz miejski, blisko centrum, tam gdzie kończy się calle 20, zona 3. Handlarze stoją na zewnątrz i wewnątrz. Z pewnych nieznanych nam powodów ci na zewnątrz handlują tylko kwiatami, a ci wewnątrz tylko jedzeniem. Wychodzimy, kupujemy kwiaty, wracamy. Patrzymy na cmentarz: dziesiątki pomników i kapliczek, całe morze całkiem niezłej cmentarnej architektury. Orientujemy się,...

O tym, jak uciekali przede mną ludzie i inne historie z Gwatemali [z trasy]

Czasem bywa tak, że droga się kończy. Zarasta, jak w Meksyku , albo np. się zalewa, jak w Belize. A czasem wody jest na tyle dużo, że nie pozostaje nic innego jak wpakować się w mydelniczkę z Punta Gorda do Puerto Barrios i zmienić kraj z Belize na Gwatemalę. Z południowego Belize do Gwatemali drogi lądowej brak Gdy ktoś narzeka na drogi w Polsce to ostatnio zwykłem radzić, by wybrał się w Zakarpacie . Doświadczenia ostatnich dni nauczyły mnie jednak, że Gwatemalę radzić trzeba, że droga "wojewódzka" wcale nie musi być prosta, wcale nie musi mieć asfaltu i w ogóle nic nie musi. Ale jak zacznę mówić "ej idźse pan zobacz w Gwatemali jakie drogi majo" to zaraz będzie, że burżuj, że nie wiadomo co, opiernicza się, kasy ma jak lodu i do Gwatemali na wczasy jeździ. A tam burżuj, 300 euro za bilet do Meksyku, 300zł za rower z drugiej (albo i dalszej) ręki, kawałek się człowiek przejedzie i jest w Guate. 300 euro, dużo to, mało? A te ajfony, ajpady i co to jeszcze ta...