W Butelkowym Domu * robi się cyrk. Złośliwi (w tym ja) twierdzą, że dosłownie i w przenośni, bo organizacja, panie kochany, leży. Właściwie to, proszę się nie pogniewać, panuje tam niejaki burdel. W tym oto burdelu miejsce jest jednak dla każdego i, w istocie, różne typy ludzkie znajdują tu swe schronienie, zalegając na materacach, piętrowych łóżkach i namiotach: na godzinę (zwykle obiadową, ryż i fasola - nic specjalnego, ale uśmiech kucharki niezastąpiony), dwa dni, trzy tygodnie, cztery miesiące, to bywa różnie. Przede wszystkim jednak koty. Pirata na przykład to młody, czarno-biały zwierz bez jednego oka, który nie może usiedzieć chwili w miejscu i wiecznie pcha się do kogoś na kolana, na plecy, na stół czy do namiotu. Często też okłada po pysku Konechę, sporej wielkości psa, który nie wiedzieć czemu – pozwala na to. Ba, Konecha Piraty się boi. Drugi pies to Lorka, która ma osobliwy zwyczaj ocierania się dupskiem o ścianę. Do tego dochodzi cała bateria kotów starszych, kt...