Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Caracas: piknik miejski

Kiedy? W każdy wtorek o 19:30. Gdzie? Za każdym razem na innym miejskim placu. Przynieść zdrowe jedzenie i dużo dobrego humoru. Ślub Miejski w ramach miejskiego pikniku z 19 grudnia, fot. Ser Urbano

Muzyka: aguinaldo, czyli kolędy wenezuelskie

Wenezuelskie kolędy, jak prawie każdy gatunek muzyczny z tego kraju, gra się na cuatro akompaniowanym przez maraki, bębny i skrzypce, te ostatnie charakterystyczne dla regionu andyjskiego. Rytm jest na sześć, może być szybko, może być wolno, ruszają w grudniu i ciągną się do stycznia. Moje ulubione aguinaldo - Niño Criollo - opowiada o tym, że Jezus był Wenezuelczykiem. Mają chłopaki fantazję i religijny patriotyzm. (refren) Si la Virgen fuera andina y San José de los llanos  El Niño Jesús sería un niño venezolano (jedna ze zwrotek) Sería un niño de alpargatas y liquiliqui planchado de sombrero de cogollo como un gran venezolano czyli mniej więcej coś takiego: (refren) Jeśli Dziewica [Maryja] byłaby andyjką, a święty Józef pochodził z równiny Dzieciątko Jezus byłoby dzieciątkiem wenezuelskim. (jedna ze zwrotek) Byłoby to dziecko w alpargatach i wyprasowanym liquiliqui W słomkowym kapeluszu, jak jeden wielki Wenezuelczyk. de sombrero de cogollo como un gra...

Wenezuela analogowa [GALERIA]

Powróciwszy po raz kolejny do Caracas zostawiłem nie tylko rower, ale i aparat fotograficzny w Bogocie. Wrócę tam niedługo, a póki co - jako już pisałem - zakupiłem za pięćdziesiąt złotych aparat analogowy z lat 80' i bawię się w fotografię po staremu. Większość zdjęć zrobiłem podczas wczasowania na plażach Rio Caribe , ale jest też kilka z Caracas. Ostatnie analogowe fotografie cykałem z piętnaście lat temu. A może trochę mniej, powiedzmy z dziesięć, kiedy na festiwalu SLOT w Lubiążu montowaliśmy camera obscura z pudełek od zapałek. Ta niewinna zabawa dała mi wiele nieoczekiwanych emocji: a jeśli źle założyłem rolkę? A jeśli w ogóle ten aparat z drugiej ręki nie działa? A jeśli źle poustawiam ekspozycję i przysłonę, i w ogóle nic na tych zdjęciach nie będzie widać? Nie można wyświetlić sobie zdjęcia zaraz po naciśnięciu spustu by sprawdzić jak wyszło, potem ew razie konieczności poprawić ustawienia i spróbować jeszcze raz. Trzeba czekać aż skończy się rolka, wywołać i dop...

Wybory w Wenezueli III: wygrała opozycja czy przegrali rządzący?

Środek powyborczej nocy rozerywa krzyk euforii - co najmniej jak przy bramce na mistrzostwach świata - Państwowa Komicja Wyborcza ogłasza przygniatające zwycięstwo MUD , konglomeratu partii opozycyjnych. Na ostateczne, pełne wyniki trzeba było jeszcze poczekać, ale w końcu, we wtorek ósmego grudnia, stało się jasne: wśród 167 deputowanych nowego parlamentu znajdzie się 109 z opozycji, 55 z PSUV (chaviści) i 3 przedstawicieli narodów rdzennych. Uradowany sekretarz MUD - Jesus "Chuo" Torrealba, źródło: ntn24.com

Wybory w Wenezueli II: ale w czym problem?

Problem w tym, że są to pierwsze wybory od szesnastu lat, które opozycja rzeczywiście może wygrać: sondaże dają MUD - unii partii antyrządowych - przeszło 60% poparcia. Władza zapowiada otwarcie, że nie zamierza uznać swojej porażki: wówczas dojdzie do masowych protestów, gdzie może pojawić się krew. Jeśli władza uzna porażkę, może wyprowadzić na ulicę uzbrojone hordy zmotoryzowanych colectivos , gdzie może pojawić się krew. Jeśli ogłoszone wyniki okażą się przychylne dla obecnej władzy, również dojdzie do masowych protestów, gdzie może pojawić się krew, tak jak niecałe dwa- i trzy lata temu. Karmazynowy poranek

Wybory w Wenezueli I: nie mamy jaj, ale mamy ojczyznę

Dzień po tym, jak wiceprezydent Wenezueli Jorge Arreaza ogłosił ustawową cenę kartonu jajek - trzy razy niższą, niż cena rynkowa - produkty kurzego wysiłku zniknęły ze sklepów. Comandante Chavez zwykł przy takich okazji deklamować, że " pero tenemos patria ", znaczy się: ale mamy ojczyznę. Niepodległą i socjalistyczną. W wyborach parlamentarnych szóstego grudnia może okazać się, czy dla Wenezuelczyków jajka nie okażą się ważniejsze. Chavez i Maduro, specjaliści od znikania produktów ze sklepowych półek

Nikaragua - wybuchowa republika

Chociaż Ziemia Ognista znajduje się po dokładnie przeciwnej stronie Ameryki Łacińskiej, to Nikaragua mogłaby równie dobrze nosić ognisty przydomek. Jej historia w ostatnim stuleciu to płomienie amerykańskich interwencji wojskowych, partyzanckiej walki Sandino, dyktatury Somozy, rewolucji i wojny domowej. Gdy gasną ognie politycznych sporów i cichną wojenne wystrzały, wybucha któryś z ciągnącego się przez cały kraj łańcucha wulkanów. [tekst po poprawkach redakcji i z wyraźnie mniejszą liczbą zdjęć ukazał się w magazynie Poznaj Świat, numer z października 2015 ] Wulkan Concepcion na wyspie Ometepe

Plotki

         Podobno olej sprzedają za cmentarzem. Rozumiem, że to może brzmieć jak silenie się, jak żałosna próba uczynienia historii bardziej wciągającej, ale tak po prostu powiedziała mi kobieta sprzedająca empanady przy wyjeździe z Rio Caribe: wychodzisz z placu przed kościołem i dalej idziesz w górę, zapytaj w sklepiku za cmentarzem. Trzysta pięćdziesiąt za litr, jakieś siedem razy drożej niż cena regulowana. W Petare (największy slums świata, najniebezpieczniejsza dzielnica Caracas, naj-nie-wiem-co-jeszcze, ale przy stacji metra można przynajmniej kupić wszystko bez problemu) można dostać za dwieście pięćdziesiąt, no przynajmniej można było jakieś dwa tygodnie temu. To jest ta empanada z radioactiva.cl

Ile wydałem przez dwa lata w drodze i jak zarabiać podczas podróży

Dziś mijają dwa lata od kiedy rozpocząłem rowerową podróż po Ameryce Łacińskiej . Bez wątpienia najczęstszym pytaniem, które słyszy każdy, kto spędził w drodze nieco dłużej niż miesiąc, jest: "no ale jak ty to robisz, skąd bierzesz na to pieniądze"? Za chwilę pochylimy się nad tym tajemniczym zagadnieniem, a następnie płynnie przejdziemy do kwestii pokrewnej: jak zarabiać podczas podróży? Z mojej ograniczonej znajomości polskich stron internetowych traktujących o tanim podróżowaniu wynoszę, że często pisze się tam jak nie wydawać pieniędzy, a stosunkowo rzadko o tym jak je zyskiwać , także wpis będzie - miejmy nadzieję - relatywnie przydatny. Szarpiąc ukulele pod teatrem w San Jose, Kostaryka: ludzie podchodzą na pogaduchy, pieniążka rzucają, dziewczyny zostawiają numery telefonów: jest przyjemnie 1. Ile wydałem przez dwa lata w drodze? To zależy. Czy raczej: tak dokładnie to nie wiem. Precyzując wyjdźmy od uogólnienia: istnieją dwie skrajne metody prowadzenia...

Muzyka: głos Chaveli jak wino

Pierwszych pięć odcinków serii o muzyce latynoamerykańskiej dotyczyło stylów muzycznych ( joropo , cumbia , trova , merengue i tonada ). Odcinek szósty, znaczytsja niniejszy, będzie o jednej kobiecie, Chaveli Vargas . Urodziła się w 1919 roku w Kostaryce i od tamtego czasu jej głos, jak wino, z każdym rokiem stawał się coraz smaczniejszy. Urodziła się w Kostaryce, ale większość swojego życia spędziła w Meksyku śpiewając ranczery , czyli piosenki o miłości, odrzuceniu, i zawsze z jakimś motywem alkoholowym, bo prawdziwy maczo o uczuciach nie mówi na trzeźwo. Ranczery śpiewają bowiem zazwyczaj faceci z wąsem (zob. Pedro Infante , Jose Alfredo Jimenez ) z grupą kolegów o szerokich kapeluszach z trąbkami, gitarami i skrzypcami, zwanych mariachi . Chavela zwykła ograniczać się do akompaniamentu jednej gitary. W pracę nad dojrzewaniem swego głosu angażowała szeroko cygara i napoje wyskokowe. Podobno miała romans z Fridą Kahlo . No volveré - Nie wrócę Nigdy nie miałem tego dylematu: c...

Po raz kolejny w Caracas

Rowerowa mapa podróży ( do znalezienia tutaj ) nie zdradza całej trajektorii, po której porusza się fizyk. Zwłaszcza jeśli chodzi o pogranicze kolumbijsko-wenezuelskie owa trajektoria jest znacznie bardziej skomplikowana:

Plaża to szkoła życia

Niektórzy twierdzą, że szkołą życia są Himalaje, pustynia Gobi czy Antarktyda, albo - idąc dalej - głód, wojna, terror czy inne przykrości. Też tak myślałem, ale to bzdura. Prawdziwą szkołą życia jest plaża.  Choroni

A teraz, proszę państwa, wjedziemy na górę (2)

A opowiadałem wam, jak spałem u strażaków w Arauce? No chyba nie. Strażacy przyjęli mnie serdecznie, zaproponowali nawet, żebym został kolejną noc, więc zostałem. W ciągu dnia wyszedłem na spacer, i gdy wróciłem zobaczyłem ten typowy obraz XXI wieku: czterech strażaków dużyrze, każdy wgapiony w swój telefon z dotykowym wyświetlaczem. To było dość zabawne, bo siedzieli w rzędzie, dwóch pochylało się nad urządzeniem, dwóch pozostałych z zadartymi głowami operowło telefonem wyciągniętymi w górę rękami. Przed nimi grał telewizor. Potem przyszła taka gruba pani strażak i zaczęliśmy gadać: ja, ona, i pan inżynier, który nadzorował remont na ulicy przed remizą. Przyjechał do Arauki z Bogoty, bo w Arauca wszystko blisko, na piechotę się chodzi, wszystkich zna, no i ciepło jest. No i w Arauca zdarzają się takie momenty, że przychodzi komendant straży z worem pieczonej krowy i świniakiem z rusztu i potem tłuszcz ścieka tylko po brodzie. Ale to wcale nie było w górach. Teraz, proszę państwa, rze...

A teraz, proszę państwa, wjedziemy na górę (1)

...czy tam właściwie na przełęcz. Rzecz w tym, że będzie wysoko i będzie padać deszcz. Zabierzemy ze sobą kilka przedmiotów, mianowicie tych samych co zawsze, z nowym nabytkiem: wenezuelskim cuatro.

Zdaje się, że nie mam talentu do chwytliwych tytułów, ale ten artykuł jest całkiem ciekawy, warto przeczytać

Jaki ma sens przyjechać i poznać, jeśli potem trzeba to wszystko zostawić? Andy wenezuelskie A może wcale nie trzeba, nie wiem. Długa podróż prowokuje pewne problemy, a może raczej pytania, z którymi trzeba się mierzyć. Nie jest to żaden wyjątek od innych dróg życiowych, które się podejmuje: każda z nich - praca w Biedronce na kasie, wyjazd na saksy, nauczanie w szkole, hodowla koni w lubelskiem czy dawanie koncertów - ma swoją specyfikę problematyczną, ale tak się składa, że czytasz akurat stronę o podróżach, więc co ja ci mogę poradzić, będzie o pytaniach w podróży. Tak się złożyło, że kiedy zadawałem sobie ostatnio moje pytania, doszły mnie słuchy o pytaniach, które zadają sobie inni. Piotrek Strzeżysz - ten od makaronu w sakwach i przejeżdżania z Alaski po Argentynę - podesłał mi wystąpienie Łukasza Supergana - tego co to skolei przeszedł samotnie cały łuk Karpat i Iran piechotą - o jego trzech refleksjach w podróży (link do nagrania) . Pierwsza z nich to problem autor...

Ostatni żart w Wenezueli

Weszła, bo czuła się niemal w obowiązku. Zobaczyła rower na zewnątrz i wiedziała, że trzeba się przywitać. Wpadła razem z Iris, 43 lata. Luisa, 48. Dochodziło wpół do czwartej po południu: kończyłem obiad w restauracji na rogu, dwie przecznice w górę od kościoła w Bailadores. Porcja była gigantyczna: zupę pochłonąłem w chwilę, i gdy tylko zacząłem drugie danie czułem błogą pełnię, którą dopychałem przez następną godzinę. Tamtego dnia jadłem bardzo niewiele, pedałowałem zaś bardzo dużo, i żołądek mi się może skurczył... czy ja wiem czy to możliwe? Podeszła i podała mi rękę, po męsku. Miała długie włosy; oblicze starsze, niż jest w rzeczywisości, oblewał andyjski, czerwony rumieniec rozlewający się od oczu przez policzki aż po brodę. Rozmawialiśmy chwilę, chciałem jechać dalej, ale upierała się - obie, z Iris, się upierały - że niebezpiecznie jeździć w tej okolicy późnym popołudniem. Ostatecznie zostałem u tej drugiej, u Iris, bo u Luisy nie było miejsca. To był jedyny z pięciu dni pe...

Muzyka: spokojna jak tonada

Tonady to są te melodie, które nuci llanero dojąc krowę, które płyną po andyjskich poletkach kawy przy okazji zbiorów: długie, przeciągane nuty, wysokie dźwięki, powolna melodia i liryczne teksty. Jednym słowem: nic, co byśmy kojarzyli z roztańczoną, żywą i dynamiczną muzyką Ameryki Łacińskiej. W Wenezueli gatunek - mówi się - uratował przed zaginięciem Simón Diaz , znany także z praktyki innych stylów, jak joropo czy merengue , i ogółem: jako niekwestionowany mistrz wenezuelskiej muzyki tradycyjnej. Oba przykłady, które podajemy niżej, są autorstwa wujka Simona. Tonada de Luna Llena - Tonada Pełni Księżyca w niezrównanym wykonaniu Natalii Lafourcade i Gustavo Guerrero Mówi o księżycu, i o zakochaniu, które jest niczym czapla walcząca z wodami rzeki. Przetłumaczę mój ulubiony fragment: La luna me esta mirando  Yo no se lo que me ve  Yo tengo la ropa limpia  Ayer tarde la lave czyli: Księżyc patrzy na mnie Nie wiem co widzi we mnie Ubranie mam [prze...

Budżetowe podróże? Wenezuela 2015: taniej się nie da!

Na pewno chcesz mnie zapytać skąd wziąłem tyle pieniędzy , by spędzić całe dziewięć miesięcy w Wenezueli? Bład. To chyba ja powinienem zapytać Ciebie, skąd wziąłeś tyle, by przeżyć podobny kawał czasu w Polsce. Zaprawdę powiadam Ci: hiperinflacja czyni cuda! To się nazywa mieć swoje pięć minut (bogactwa). Wszystko to co mam w rękach to obecnie raptem jakieś pięćdziesiąt dolarów.

Muzyka: w rytmie na pięć, czyli wenezuelskie merengue

Wenezuelskie merengue (czyt. merenge), tak jak każdy rodzaj muzyki z tego kraju, wykonuje się przede wszystkim na czterostrunowym instrumencie strunowym szarpanym zwanym cuatro , nieco mniejszym od gitary: cuatro venezolano, źródło: apoyandotalentos.files.wordpress.com Do tego dochodzą instrumenty dęte czy kontrabas. Najistotniejszy jest jednak orginalny rytm na pięć ósmych, niezbyt popularny i sprawiający wrażenie nieco nienaturalnego, jako że jesteśmy przyzwyczajeni do rytmów dwie czwarte - czyli dwie ćwierćnuty w takcie - cztery czwarte, sześć ósmych czy trzy czwarte, jak w walcu. W polskiej muzyce popularnej znanym przykładem piosenki w rytmie na pięć jest Śmierć na pięć Republiki . Niżej rzucam trzy przykłady wenezuelskiego merengue: merengue caraqueño (merengue caracaskie) o równym, regularnym rytmie, merengue oriental (merengue wschodnie) nieco bardziej rozkołysane i chwiejne, a na koniec jeden utwór instrumentalny. El norte es una quimera (Północ jest chimerą) Pio...

Pico El Toro 4760m. n.p.m., śniadanie-nocleg-kolacja za 5zł i dlaczego turyści gubią się w Andach [zdjęcia, wideo, relacja, mapa, full wypas]

Do miasteczka Los Nevados, zagubionego między fałdami wenezuelskich Andów, można dostać się za pomocą komunikacji publicznej, w Meridzie popularnie zwanej jeep . Jak łatwo sie domyślić po nazwie, oznacza to, że będziemy jechać samochodem marki toyota . Odległość nie jest imponująca, ale stan drogi, która za El Morro zmienia się w gruntową, i różnica wysokości sprawia, że podróż trwa cztery godziny. Pakuję się na tyły terenówki razem z kilkoma miejscowymi, którzy wracają z hałaśliwego miasta na swoją spokojną prowincję. Przerwa na sikanie

Muzyka: trova kubańska

Od średniowiecznych trubadurów poezja łączona z muzyką stała się w swoim czasie bardzo popularna na Kubie, dając w okolicach połowy XIX wieku początek gatunkowi znanemu jako trova cubana . W drugiej połowie kolejnego wieku nurt doczekał się nowej fali, nueva trova cubana , która do faceta z gitarą śpiewającego piosenki o miłości dołożyła jeszcze tematykę polityczną, konkretnie: lewicową, antyimperialistyczną. I tak - oczywiście w pewnym przybliżeniu - tym czym dla Solidarności jest Jacek Kaczmarki, tym dla kubańskich rewolucjonistów pozostaje Silvio Rodriguez . Niżej prezentuję przykład piosenki politycznej Silvio - który podobnie jak Jacek jest autorem tak słów jak i muzyki. A następnie usłyszymy jedną niepolityczną, mianowicie miłosną, kompozycję drugiego w alei sław kubańskiej trovy, Paulo Milanesa . Zjawisko muzyczne zwane trovą dla polskiego Czytelnika z pewnością wyda się swojskie, bo to właśnie to co u nas nazywa się poezją śpiewaną : najczęściej mamy więc do czynienia z auto...

Muzyka: kolumbijska cumbia

Lecimy z drugą lekcją muzyki latynoamerykańskiej: dzisiaj kolumbijska cumbia (czyt. kumbia). Pierwsza lekcja, o wenezuelskim joropo , była nieco przydługawa, więc dzisiaj polecimy króciutko. Za miejsce narodzin cumbii przyjmuje się Kolumbię, chociaż obecnie jest grana wszędzie od Argentyny do Meksyku. Ma prosty i żywy rytm na dwa, wybijany przez obowiązkowy zestaw bębnów, w którym odbijają się afrykańskie korzenie gatunku. Korzenie związane z kulturami narodów rdzennych (postkolonialnie zwanych Indianami, chociaż od paru setek lat wiemy, że Ameryka to nie Indie) wyrażają się w użyciu instrumentów dętych, podobnych do fletu (jak gaita czy caña de millo ). Dla przykładu przesłuchamy sobie temat Yo me llamo cumbia (Nazywam się cumbia) interpretowanego przez królowę gatunku, Totó la Momposina (która, jak sama nazwa wskazuje, urodziła się na wyspie Mompox na rzece Magdalena). O czym śpiewa Toto? Zobaczymy sobie pierwszą zwrotkę: Yo me llamo cumbia, yo soy la reina por donde voy,...

Wywiad: demokracja bezpośrednia po wenezuelsku

W Wenezueli istnieje system demokracji bezpośredniej: ludzie zbierają się na osiedlach i wspólnie decydują o swoich sprawach. Budują szkoły, boiska, organizują kursy, rozwiązuja problemy. Rady wspólnot, czyli consejos comunales , zostały wprowadzone przez Hugo Chaveza i mimo atrakcyjności idei "władzy dla ludu" wywołują wiele kontrowersji: przede wszystkim są niekonstytucyjne. Wśród zwolenników opozycji rady stanowią synonim korupcji i malwersacji finansowych. Znane sa również przypadki, że ludziom nie popierającym rządu utrudnia się czy wręcz uniemożliwia zarejestrowanie rady wspólnoty, albo stale odmawia przyznania środków na postulowane projekty. W artykule rozmowa z Emilią Rodriguez, działaczką - sekretarzem ds. infrastruktury rady wspólnoty Santa Rosa, osiedla na obrzeżach miasta Merida w wenezuelskich Andach. [Uwaga techniczna: zwykle w artykułach na tej stronie nie występują przypisy. Teraz owszem, niektóre są nawet istotne, zwłaszcza ten z numerkiem (3).] ...

Muzyka: wenezuelskie joropo

Od dziś będziemy się zapoznawać z muzyką latynoamerykańską. Pomysł ten pojawił się w bardzo dobrym momencie, bo akurat w chwili, kiedy nie piszę na stronie zbyt wiele o Wenezueli, jako że informacje te wchodzą w skład Tajnego Projektu, o którym już wspominałem . Aby więc nie zaniedbywać ani Szanownego Czytelnika, ani misji edukacyjnej, którą również wypełnia niniejsza witryna, powstał pomysł następujący. Raz w tygodniu , albo raz na dwa, wrzucał będę na stronę utwór reprezentujący jeden z wielu gatunków muzycznych , które kwitną w Ameryce Łacińskiej . Bo muzyka latynoamerykańska to nie tylko Shakira, Ricky Martin i Buena Vista Social Club, o nie. Będę wrzucał utwór i jakąś drobną informację, w stylu kto, gdzie, na jakich instrumentach, o czym i tak dalej. Nie sądzicie chyba jednak, że wykreowałem tę ideę samodzielnie. O nie, ja samodzielnie nie wymyślam takich genialnych rzeczy, zostałem mianowicie zainspirowany! W Meridzie (Wenezuela, tak, w dalszym ciągu Wenezuela, już od ponad ...

Wenezuela: raport z kolejki po mleko

Freddy – właściciel domu, w którym wynajmuję pokój - zadzwonił do mnie koło drugiej po południu: w Bicentenario , czyli państwowym supermarkecie, rzucili mleko, ale zdaje się, że niewiele więcej, bo kolejka jakaś krótka. Zajął mi miejsce, a ja powiedziałem, że już idę i zacząłem się zbierać. W Meridzie mleko w proszku mimo wszystko nie jest wielkim wydarzeniem: produkuje się je w okolicy i chociaż trzeba się po nie wystać parę godzin, to jednak zazwyczaj gdzieś się je dostanie. Co innego, kiedy na półkach pojawi się szampon czy mydło, to już inna sprawa. Wrzuciłem do plecaka paszport z dowodem osobistym, wskoczyłem na rower i w parę minut byłem już pod Bicentenario przy placu Glorias Patrias . Socjalistyczny samoobsługowy mieści się na parterze niewielkiego centrum handlowego. Nie widać go z ulicy, a skarlały, wyblakły szyld nie rzuca się specjalnie w oczy. O lokalizacji sklepu znacznie skuteczniej informuje pozwijana kolejka, które ciągnie się na zewnątrz, wzdłuż ulicz...

Coś w okolicach deportacji, ale z happy endem

Żadne prośby, błagania, pytania ani nalegania nie pomogły. Żebym mógł chociaż do Meridy, na dzień czy dwa, panie władzo, rzeczy zabrać, rower i sakwy. Nie, nie i koniec. No ale dlaczego? Bo tak mówi prawo. No ale jakie prawo? Takie... nowe takie prawo... jest takie, poszukaj sobie w internecie. Szef wenezuelskiego biura migracyjnego w San Antonio del Tachira był nieugięty. Potężna sylwetka służbisty obciągnięta zielonym mundurem, przekrwione oczy i kompletny brak zainteresowania pośpiesznie wypowiadanymi zdaniami petenta. Upór i gnojenie przeciwnika poprzez ignorowanie, pokazowe odwracanie głowy na dźwięk pytań etc. Akurat dzień wcześniej czytałem swoistą psychoanalizę jaką Alex Capriles M. sprawił swoim rodakom: w książce "La picardía del venezolano o el triunfo de Tío Conejo" [Chytrość Wenezuelczyka albo triunF Wuja Królika] szkicuje historyczne i kulturowe procesy, które wyprodukowały społeczeństwo bipolarne.  Z jednej strony mamy stale do czynienia z odrzuceniem wszelk...

Betonowy pomnik z siedemdziesiątego trzeciego

Dwudziesty trzeci stycznia, ostatni wieczór, dzień i noc na Gran Sabanie ( tutaj są zdjęcia ). Koło piętnastej: dojechałem do końca i właściwie miałbym jeszcze czas, by zjechać w dół czterdzieści kilometrów zakrętów w upalne Las Claritas, ale nie chciałem. Wolałem zostać, nacieszyć się chłodem, ciszą, widokami. I byciem u końca, u kresu, jakiegoś kresu. Najeść się tym odblaskiem spełnienia czy sam nie wiem czego. To był w końcu tylko fragment podróży, ale jakiś zamknięty, dający się wyodrębnić, więc jednak patrzyłem w gwiazdy z pewną cichą satysfakcją. Zobaczyłem te wszystkie cudowne miejsca, rzeki o czerwonych dnach i niekończące się zielone pagóry, spędziłem w sumie ponad trzy tygodnie od wyjazdu pierwszego stycznia z Puerto Ordaz. Rozbijałem namiot w polach i nad rzekami, kąpałem się w wodospadach. Dobry czas, przejechałem ponad tysiąc kilometrów. Udało się wjechać do Brazylii - granice zawsze pozostają dla mnie pewną niewiadomą - i kupić dolary. Wieczorem rozpaliłem ognisko. Daw...

Płodozmian i trójpolówka

Szesnastego września dwa tysiące czternastego roku wyjechałem, a właściwie wypłynąłem z Capurgana w Kolumbii , gdzie spędziłem dwa miesiące odpoczywając w cieniu wielkiego mangowca . Wczoraj, czyli prawie sześć miesiący później, zadomowiłem się w pokoiku na drugim piętrze pewnego ceglanego domu w Meridzie w Wenezueli. Szczególnie aktywne były ostatnie trzy miesiące: w połowie grudnia wyjechałem z Caracas, po niecałym miesiącu byłem już na granicy z Brazylią, a potem przeciąłem środek kraju by dostać się do San Fernando. Dalej robiłem parę dłuższych, kilkudniowych przerw: w Apure, w Barinas, w Los Llanitos przed Meridą. Wspiąłem się na przeszło trzy i pół tysiąca metrów, co było dla mnie wyzwaniem, jako że najwyższe wzniesienie do tej pory to jakieś 2200-2300 w okolicas San Cristobal de Las Casas, jeszcze w Meksyku. I dojechałem.

La Guajira: zgub się na pustyni

Bezkresnej połaci suchej ziemi nie grodzą płoty. Nie poszatkowano jej drutem kolczastym, co zrobiono z całą resztą Kolumbii. Gdy to zobaczyłem, gdy naprawdę, do głebi zdałem sobie z tego sprawę, gdy przebiegłem wzrokiem od drogi po horyzont nie napotykając żadnej przeszkody – aż ciarki mi przeszły po plecach. Wreszcie wolność! W innych zakątkach Ameryki Łacińskiej nie jest wcale tak oczywiste, że możesz zejść z drogi, rozbić się namiotem gdzie zechcesz, przejść po polu, przypatrzeć z bliska kaktusom i cieszyć tym słodkim uczuciem przestrzeni.  [tekst ukazał się w magazynie RowerTour, numer z lutego 2015 ]  Nie jest tak sławna jak chilijska Atacama, chociaż też leży nad brzegiem morza. Nie tak popularna wśród cyklistów jak Patagonia, chociaż to też koniec Ameryki Południowej – tyle że północny. Półwysep La Guajira goszczący na swoim terytorium pustynne krajobrazy i rdzenny lud Wayuu znajduje się w większości na północno-wschodnim krańcu Kolumbii, z wąskim paskie...

Jadłem krokodyla

Wjechałem w Los Llanos, znaczy się w równiny. Krajobraz prorządowy, świat ma zapach mango. Na obiad zjadłem krokodyla. Nie był dobry. Ale przynajmniej jak mi ludzie będą zadawali jedno z tych pytań na które nigdy nie potrafię odpowiedzieć,  albo wzruszam ramionami, tzn. w tym wypadku: "I co, i co, i co, jadłeś coś dziwnego?", no to będę mógł powiedzieć, że tak, stary, jadłem krokodyla. "I co, i co, i co, jak smakował?". Jak zeschła sardynka. W pomidorach. [Jest taka scena w Persepolis , jak dziewczynka wraca z Europy do Iranu i przychodzą wszyscy z pytaniami. Właśnie tak, właśnie o te pytania mi chodzi.] Siedziałem teraz dwa dni w Santa Rosalia. Takie miasteczko z tych, w których nie dzieje się nic, grube baby siedzą przed domami na plastikowych krzesłach i gadają o loterii i tańczącej oślicy z cyrku, który przyjechał dwa dni wcześniej. Zaprosiła mnie do domu pani Maria, która - jak przystała na to święte i szlachetne imię - klnie jak szewc i sprawdza, czy wszyst...

Nad Brazylią zapada już zmrok

Urodziłem się na Dolnym Śląsku i w związku z tym moim pierwszym w życiu doświadczeniem zagranicy były Czechy, a dokładniej: zakupy w Czechach. Z mojej miejscowości do granicy nie jest jeszcze tak całkiem blisko do naszych południowych sąsiadów, ale od wioski, w której mieszka wujek W. to już całkiem blisko, może 20 kilometrów. I dlatego dawniej, gdy byłem duzo jeszcze młodszy, koronaczeska - słabsza, a o Unii Europejskiej nikt jeszcze nie słyszał, przy okazji rodzinnych wizyt jeździliśmy do Czech. Po lentilki i studencką dla dzieci, po rum i Złotego Bażanta dla taty (pod nieobecność mamy, ma się rozumieć). Był to typowy sklep dla Polaków, dość sporej wielkości samoobsługowa buda, kilkaset metrów od granicznego szlabanu, przy wiosce Bily Potok. Po drodze mijało się znak "Jesenik 30". Zagadkowe, zagraniczne miasto, gdzie ludzie mówią innym językiem, mają swój czeski ratusz, czeskie sklepy nie-dla-Polaków, czeskie reklamy i lodziarnie, do których mleka nie dostarcza wujek W., t...

Kołaczcie, a otworzą wam

Kołatałem. Otworzyli. Wracałem z Gran Sabany na północ przez zadupia. Boczną drogą, która z El Callao odbija na zachód. Dalej asfalt co chwilę pokrywa się piachem i kurzem, by po kilkusetmetrach wynurzyć się, z nową porcją kamieni wystających z jego czarnej powierzchni. Dźwięk, który wydają z siebie pracowicie kołujące opony, bite raz po raz tymi sporej wielkości przeszkodami, przypomina trochę starą kostkę brukową, kocie łby. A trochę nie. Dzień dwudziestego szóstego stycznia był w ogóle dość miłosierny: w El Manteco dostałem obiad za 200 zamiast za 300 boliwarów. A narzekanie, że przecież nie wszyscy kopiemy złoto. W tych okolicach jednak złoto kopią prawie wszyscy, za gram płaci się tyle, co sklepowe kasjerki zarabiają w miesiąc, więc ceny mogą iść i idą, mianowicie w górę. Dalej droga ciągnie się w stronę Upaty, na północ, przecinając niekończące się pastwiska. Początkowo dość systematycznie, raz na jakiś czas, pojawia się jakiś dom. Lektor w słuchawkach czyta mi Daviesa, myślami ...