Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2015

Nad Brazylią zapada już zmrok

Urodziłem się na Dolnym Śląsku i w związku z tym moim pierwszym w życiu doświadczeniem zagranicy były Czechy, a dokładniej: zakupy w Czechach. Z mojej miejscowości do granicy nie jest jeszcze tak całkiem blisko do naszych południowych sąsiadów, ale od wioski, w której mieszka wujek W. to już całkiem blisko, może 20 kilometrów. I dlatego dawniej, gdy byłem duzo jeszcze młodszy, koronaczeska - słabsza, a o Unii Europejskiej nikt jeszcze nie słyszał, przy okazji rodzinnych wizyt jeździliśmy do Czech. Po lentilki i studencką dla dzieci, po rum i Złotego Bażanta dla taty (pod nieobecność mamy, ma się rozumieć). Był to typowy sklep dla Polaków, dość sporej wielkości samoobsługowa buda, kilkaset metrów od granicznego szlabanu, przy wiosce Bily Potok. Po drodze mijało się znak "Jesenik 30". Zagadkowe, zagraniczne miasto, gdzie ludzie mówią innym językiem, mają swój czeski ratusz, czeskie sklepy nie-dla-Polaków, czeskie reklamy i lodziarnie, do których mleka nie dostarcza wujek W., t...

Kołaczcie, a otworzą wam

Kołatałem. Otworzyli. Wracałem z Gran Sabany na północ przez zadupia. Boczną drogą, która z El Callao odbija na zachód. Dalej asfalt co chwilę pokrywa się piachem i kurzem, by po kilkusetmetrach wynurzyć się, z nową porcją kamieni wystających z jego czarnej powierzchni. Dźwięk, który wydają z siebie pracowicie kołujące opony, bite raz po raz tymi sporej wielkości przeszkodami, przypomina trochę starą kostkę brukową, kocie łby. A trochę nie. Dzień dwudziestego szóstego stycznia był w ogóle dość miłosierny: w El Manteco dostałem obiad za 200 zamiast za 300 boliwarów. A narzekanie, że przecież nie wszyscy kopiemy złoto. W tych okolicach jednak złoto kopią prawie wszyscy, za gram płaci się tyle, co sklepowe kasjerki zarabiają w miesiąc, więc ceny mogą iść i idą, mianowicie w górę. Dalej droga ciągnie się w stronę Upaty, na północ, przecinając niekończące się pastwiska. Początkowo dość systematycznie, raz na jakiś czas, pojawia się jakiś dom. Lektor w słuchawkach czyta mi Daviesa, myślami ...

Film grozy [wideo, z trasy]

Po ostatnim wpisie z trasy o rzeźnikach, aniołach i hamakach  (warto zajrzeć do tego wpisu raz jeszcze, zawiera dodatek!), dziś zapraszam na prawdziwą filmową historię z życia pod tytułem: ¨Takie jest życie¨. Prosto z Gran Sabany dla widzów z Polski! W rolę fizyka w podróży wcielił się znany i lubiany fizyk w podróży! Zapraszamy na seans! (bilety płatne przelewem na konto bankowe, reszty i paragonów nie wydajemy) Chociaż zawartość pozytywnej myśli w powyższym filmie może zostać uznana za niejednoznaczną, dalej było już tylko lepiej, co ilustrują poniższe zdjęcia. Więcej, m.in. o złamanej ramie, o tym jak się naprawia rower za pomocą sznurka i o szalonym Brazylijczyku-rowerzyście, w następnym odcinku Waszej ulubionej strony o podróżach! Polećcie znajomym, stryjowi i babce!

Rzeźnik, kierowcy, hamaki i aniołowie [z trasy]

Caracas. Na stacjach metra rząd reklamuje zwycięstwa rewolucji: wzrost dzieci wzrósł (a jakżeby inaczej) średnio o 1.8 centrymetra, jedzenie krajowych warzyw pewnikiem niepodległości, a żywienie stało się podług konstytucji prawem, a nie zwykłym biznesem. Plakaty z uśmiechniętym chłopcem pouczają o zasadach użytkowania podziemnego transportu, a na peronach pasażerowie posłusznie formują ogonki do wejść w wyznaczonych do tego sektorach. Potem wyjście z metra: wylewająca się jak płyn ludzka masa, która gęstnieje na ruchomych schodach, potem rozprasza się na wyjściowych bramkach i rozbiega na oddzielne strumienie biegnące do czterech wyjść, by tam wreszcie wypłynąć, ujśc do rwącej rzeki stołecznej ulicy, by zgrać się z jej bezsennie pulsującym rytmem. wygrałem. Nie ma tego w stolicach środkowoamerykańskich, ze względu na ich zmotoryzowanie. Nie ma w wielkej wiosce - kostarykańskim San Jose. Ten narkotyzujący pęd miasta, na który narzekasz, ale nie chcesz z niego wyjść. Który oska...