Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

Siedem najciekawszych wpisów 2016 roku

Jako prezent świąteczny: siedem najciekawszych wpisów 2016 roku. W zeszłym roku wybieraliście Wy (zob. Najpopularniejsze wpisy 2015 ), teraz kolej na mnie. Mam nadzieję, że poniższymi propozycjami zrobię realną konkurencję Kevinowi samemu w domu. 1. Gawęda o tożsamości latynoamerykańskiej Czyli: co to znaczy być z Ameryki Południowej? Oraz - bo nie mogło tego zabraknąć - "a sprawa polska". " W osiemnastym wieku mniej niż połowa obywateli Rzeczypospolitej mówiła po polsku. Przed pierwszą wojną światową było to sześćdziesiąt kilka procent. Teraz jest nas 99% i 99% z tych 99% krzyczy, że zawsze tak było bo psychicznie nie zniosłoby innej wersji. Dlaczego? Bo by oszaleli z niepewności.  [...]  W 1808 roku w Wenezueli żyło: 200 tysięcy białych (różnych narodowości), 207 tysięcy członków dziesiątków różnych narodów rdzennych, 433 tysiące Pardów, czyli Metysów, Mulatów i Zambo, i 60 tysięcy czarnych niewolników (różnych plemion afrykańskich). Do tego – nie liczą...

Ludzie: napełniać się młodością

Wszyscy moi koledzy, którzy mieli raka, umarli. Wszyscy – w otoczeniu rodziny. Żona, bracia i dzieci wozili ich do lekarzy, sadzali na kanapie, mówili: nic nie rób, nie wysilaj się, jesteś chory, nic nie możesz zrobić. Oni nie umarli na raka, tylko na depresję, na bezczynność. Hernan

Przepis na pustkę

Juana urodziła się na tej samotni, "człowiek się, wie pan, przyzwyczaja", gdzie tylko wiatr, piasek i szum samochodów. "Jest nas więcej: rodzina obok, tam dalej jedni na górce, inni przy wjeździe, sąsiad z naprzeciwka. Z tym, że wielu wyjechało, za szkołą dla dzieci, za pracą. No, pracy tutaj nie ma". Nie ma pracy, studni ze słodką wodą też, w ogóle nic nie ma, tylko milion gwiazd na doskonale czystym niebie i pastelowe zachody słońca za szarawymi górami leżącymi dokładnie na wprost wejścia do domu Juany. Pustka * * * Co może być bardziej monotonne niż przejechać się osiemset kilometrów po pustyni peruwiańskiego nabrzeża na północ od Limy ? Przejechać się osiemset kilometrów po pustyni peruwiańskiego wybrzeża na południe od Limy. * * * Kilka dni przed wyjazdem kupiłem litrowy sok w kartonie. Wracałem z koncertu w ambasadzie, byłem bardzo spragniony. Kiedy niemal opróżniłem już opakowanie, zacząłem mu się przyglądać. Tyle materiału: farba, papier...

Droga do Limy na pocztówkach. Część II: Góry.

Alpaki, tunele, Klub Matek, owce, lodowce, mało tlenu, dużo deszczu, czyli druga część drogi z granicy do Limy spisanej na pocztowkach. --> gwoli wstępu i spójności zob. Część I: Pustynia --> wszystkie zdjęcia zob. Peru - na północ od Limy 22/09/2016, 10 km za Chiquicara Po ośmiuset kilometrach od granicy wreszcie zjeżdżam z głównej drogi i widzę inną twarz Peru. Wreszcie znikają wydmy i szarość pustyni, a wiatr, który codziennie usiłował mnie zatrzymać dmiąc na północ, teraz wpycha mnie między skalne załomy Cordillera Blanca. Dolina rzeki Santa zielenieje od pól. Woda z kanałów irygacyjnych przepływa szeleszcząc półkami kwadracików obsianych ryżem. Szeleszczą także szerokie liście kukurydzy, których kolby suszą się w złotych kręgach na obrzeżach pól. Wyżej, tam gdzie nie dociera irygacja, na pierwszych tych grzbietach górskich na wschód od wybrzeża, jest sucho jak wcześniej na pustyni. Piach zalega w łatach, oblepia granie, podobne Tatrom Zachodnim w miesiącach śnieg...

Droga do Limy na pocztówkach. Część I: Pustynia.

Krótko przed wjazdem do Peru zaoferowałem Czytelnikom pocztówki. Mój paszport miał niedługo stracić ważność. Wyrobienie nowego w Limie kosztuje 120 dolarów. Napisałem więc na tak zwanym znanym portalu społecznościowym , że kto chce, może za 25 zł zakupić pocztówkę z drogi z peruwiańskiej granicy do peruwiańskiej stolicy. --> dla kontynuacji zob. Część II: Góry --> wszystkie zdjęcia zob. Peru - na północ od Limy W ten sposób miałem zamiar zebrać potrzebne środki na paszport, ale się pomyliłem. Nie uzbierałem na paszport: uzbierałem przeszło trzy razy więcej. Po pocztówki zgłosiło sie w sumie trzydzieści pięć osób , a wiele z nich wpłacało znacznie więcej niż umówione 25 zł. Były przelewy po 30, 40, 100 a nawet jeden na 400 zł. W sumie zebrało się 1773,57 zł . Od tego trzeba by odliczyć koszt wysyłki trzydziestu pięciu pocztówek, który wyniósł około 280 zł, czyli zysku na czysto mam od Was Drodzy Czytelnicy 1500 zł. Będzie na paszport, na remont roweru, na kilka innych detali,...

Trzeci rok

Jeszcze do niedawna odpowiadałem, że dwa i pół, chyba udając sam przed sobą, że wcale nie minęło jeszcze aż tak dużo czasu. Ale dzisiaj trzeba przyznać z całą otwartością, że podróż trwa już całe trzy lata. Dokładnie trzy lata temu wyjechałem z Polski. Sam nie mogę w to uwierzyć, sam się temu dziwie. Pytają ile czasu jesteś w podróży, trzy lata, naprawdę?, naprawdę, no chyba tak, na to właściwie wychodzi. Czasem sobie nawet liczę: październik 2013, potem 2014, raz, 2015, dwa, 2016, trzy. No tak, czyli trzy. A ten ostatni, trzeci rok, to już w ogóle przeleciał jak chwila, zostały po nim rozmazane światła i od razu nadszedł czwarty.

Ludzie: marzenia obnośnego sprzedawcy

„Tylko czekam na wyrok i na moją część. Kupię nowy rower, wyszykuję go i pojadę: Peru, Boliwia, Argentyna, Brazylia. Potem przez Amerykę Środkową do Meksyku. Wezmę ze dwadzieścia kilo herbaty i w drogę!” Podchodzimy do okna. Sergio pokazuje mi elegancką, dwupiętrową kamieniczkę naprzeciw: „ To jest tego typu dom: sąd wycenił na dwieście tysięcy dolarów ”. W domu została żona i siedemnastoletni syn. Córka wyszła za mąż kilka lat wcześniej i wyprowadziła się. Sergio też się wyprowadził, ale na siłę. „ Dostała tej całej menopauzy, słyszałeś o tym? ” Хорошие парни

Niezrozumienie

Powiedziała, że ją rozumiem, bo jestem z Europy. Że kiedy przyjechałem, może odpocząć. Że tutaj, za oceanem, nikt jej nie rozumie. A mieszka w Ameryce Południowej już dekadę. W Ameryce Południowej pracowała i wyszła za mąż. W Ameryce Południowej się rozwiodła. Mówi mi to, gdy zapada w smutek, który można by było nazwać jesienną deprechą, gdyby tu w ogóle istniała jesień. Ale nie, nie ma. Ten kontynent nie chce zrozumieć nawet na poziomie pogodowym. Jest za to garua, mżawkowe miesiące od lipca do września. Codziennie z nieba spadają miliony kropel, wodna kasza manna. Niebo przygnębia szarością. Plaża, rzut beretem od równika, a czuje się zimno jak w październikowe wieczory na Podgórzu. Niech będzie więc deprecha garuowa. * * * W czasie garuy dzieci się nudzą: to ogólnie znana rzecz

Czy warto wracać do Polski?

Zresztą nie chodzi konkretnie o Polskę, tylko ogólnie Europę czy tam szeroko rozumiany "zachód" czy "północ" świata. Miejsca, w których - jak mówi znajomy strażak-Hiszpan, który na stałe przeniósł się za ocean - pracuje się, żeby płacić : kredyt, rachunki, podatki, drugi kredyt, itd. " W Ameryce Południowej pracujesz, żeby żyć " - i to chyba najkrótsze z możliwych podsumowań różnic między dwiema stronami Atlantyku. Dlatego, kiedy koleżanka Kasia (znacie Państwo koleżankę Kasię?) no więc kiedy koleżanka Kasia mówi mi, że ona to by chciała, żebym wrócił do Polski, czasem chciałbym jej odpowiedzieć: " naprawdę mi tego życzysz? ". Puerto Lopez, Manabi, Ekwador

Pół świata na miejskim rowerze

Właściciel warsztatu w San Jose stwierdził, że w Kostaryce  t a k i c h  rowerów się nie naprawia, tylko wyrzuca na śmietnik. Wuefista na uczelni śmiał się, czy ma hamulec wsteczny i nie pozwolił na  t a k i m  rowerze brać udziału w wyjazdach w podkrakowskie dolinki.    Rower w gościnie w drewnianej remizie strażackiej N., gdy zobaczył mnie dojeżdżającego do Boruszyna niedługo przed podróżą, zapytał gdzie jest mój rower wyprawowy. Americo z Maracaibo radził, by nie jechać do Caracas, bo okradną. Gdy zobaczył rower, stwierdził, że mogę jechać gdziekolwiek i że nie ma problemu. Dziesiątki, może setki ludzi spotkanych po drodze, pytają z niedowierzaniem, pytają, oczekując oczywistej negacji: przyjechałeś z Meksyku na  t y m  rowerze? Od października 2013 roku  t e n  rower przejechał przeszło dwadzieścia tysięcy kilometrów. Okazuje się więc, że na  t a k i m  rowerze można jechać nie tylko w podkrakowskie dolinki, ale i ...

Gawęda o tożsamości latynoamerykańskiej

Gawęda, bo nie będę usiłował nadać temu tekstowi żadnej szczególnej formy. Nie mogę tego zrobić, bo podejmowana kwestia – tożsamość latynoamerykańska – pozostaje dla mnie nierozwiązana. Mimo to chciałbym podzielić się kilkoma obserwacjami gatunków rozmaitych. Rzucę kilka haseł, żeby później nie zapomnieć: historia, młodość, rewizjonizm, antyglobalizm, nacjonalizm, narody otwarte i zamknięte, antagonizm Ameryka-Europa. Gwatemalka Kolumbijka Kolumbijczyk

Ludzie: osobiste spotkania z muzyką

Zamiast biletu na występ zabiera się ciasto: w końcu muzycy nie zapraszają na koncert, a na spotkanie. Nie nazywają się też zespołem, a wspólnotą samokształcenia. Nie używają nagłośnienia, nie szukają popularności za wszelką cenę. Grupa Yerbabuena mrówczą pracą rozpowszechnia muzykę regionu w osobistych relacjach z publicznością. Spotykają się na próbach dwa razy w tygodniu. Argimiro – cuatrista , lider grupy i muzyk z wykształcenia – ćwiczy z wokalistkami interpretacje poszczególnych utworów i doskonali techniki śpiewu. Dziewczyn jest blisko tuzin, ale na próbach zjawia się raptem jedna czy dwie: każda ma stos innych obowiązków. Zwłaszcza w ostatnim czasie zaostrzonego wenezuelskiego kryzysu trudno jest – między kolejką po olej a kolejką po ryż – znaleźć czas na śpiewanie. Z frekwencją jest znacznie lepiej w niedzielne popołudnia na otwartych spotkaniach z publicznością. Organizuje się je w domach kultury, na uczelniach, świetlicach osiedlowych, a nawet w prywatnych mieszkaniach, j...

Rowerowa trasa koncertowa [wideo]

Muzyka jest jednym z najpowszechniejszych nośników kultury. Kultura powstaje na obraz i podobieństwo społeczności. Różne społeczności zamieszkują często bardzo odległe miejsca na świecie. Odległość i brak komunikacji rodzi niezrozumienie. I jasne, trudno żeby setki milionów mieszkańców Ameryki Południowej pojechało do Polski by nas poznać. Można jednak pójść drogą na skróty i zawieźć im muzykę. Zawieść im – konkretnie – piosenkę. Piosenkę, czyli muzykę i słowa. Muzykę – zagrać, słowa – zaśpiewać, ich sens – przetłumaczyć i wypisać na ścianie.

Wieloryby skaczące

Oto jeden z tych wpisów dedykowanych rodzinie, przyjaciołom i znajomym królika, czyli bez konkretnej tematyki, ale z odpowiedzią na konkretne pytanie: tj. co się ze mną działo przez ostatnie trzy miesiące w Ekwadorze? Wjechałem przez puszczę w północno-wschodniej części kraju, wjechałem pod górę trasą przez La Bonita i odwiedziłem polskich franciszkanów w Tulcanie, ale o tym akurat wyjątkowo już napisałem (klik) . Z Tulcanu ruszyłem na południe przez Andy. W Julio Andrade jeździłem z panem co rozwozi chleb po wioskach. W Ibarra trafiłem na wenezuelską restaurację i wreszcie napiłem się dobrej kawy. Aha, no i zdobyłem sobie w ten oto sposób nowe znajome: panie kucharki śledzą mnie na fejsie. A sama Ibarra, jako miasto, jest całkiem w trąbeczkę. Aby do tej trąbeczki dojechać należy zniżyć nieco loty z andyjskich trzech tysięcy metrów nad poziomem morza i stoczyć się na jakieś tysiąc pięćset w Valle de Chota – jedynym miejscu w ekwadorskich górach, gdzie spotyka się Murzynów w liczbie zu...

Przyzwyczaiłeś się już do upałów?

Zjeżdżałem z ekwadorskich Andów na wybrzeże, doświadczyłem całej klasy nieoczekiwanych wzruszeń. Nie byłem do tamtej pory dostatecznie świadom, że niemal całość dwu i półrocznej podróży przebiegło mi w regionach gorących. Jasne, czasem podjeżdżało się na chłodne przełęcze, ale tylko po to, by zaraz runąć z powrotem w upalne doliny. Garnek w gorącym klimacie

Ludzie: transformacje miłością

Kiedyś też sądziłem, że  i n w a z j a  to po prostu mieszkać w domu zbitym z desek krytym blachą czy plastikiem, z klepiskiem zamiast podłogi. Nie o to chodzi. I n w a z j a  to ten strach, że w każdej chwili mogą cię wypędzić. To pytanie, które zadajesz sobie każdego wieczoru: czy jutro będę spał w tym samym miejscu? Cesar 1. Niewielki, leciwy samochód Cesara zjeżdża z zachodniej wylotówki z Pereiry. Jadę za nim. Ruchliwa dwupasmówka zamienia się w wąską drogę gruntową, a miejsca obszernych willi z wysokimi żywopłotami zajmuje soczyście zielone pastwisko porozdzielane ogrodzeniami z drutu kolczastego. Zapowiada się dłuższa wycieczka, bo trawy zdają się ciągnąć po horyzont, bez cienia osady czy jednego choćby domu. Nagle droga załamuje się i spada ostro w dół, z niczego wynurza się skrzyżowanie. Kontynuujemy w prawo. Już nie wśród pastwisk, a w ciasnym sąsiedztwie dwóch rzędów domów.

Przyjechał pan oglądać orchidee?

Prawie dwa lata kręciłem się między Kolumbią a Wenezuelą. Teraz coś nowego: Ekwador. Wjechałem przez wschodnią granicę, peryferiami Amazonii. Przywitał mnie upał i wysokie ceny. W Amazonii spotkamy duże sieci pajęcze

O kawie

Kawa jaka jest, każdy widzi. Ale skąd się bierze? Jak powstaje? I w końcu: dlaczego w polskich kawiarniach jest taka droga? Tego już ogarnąć nie sposób! No, przynajmniej tego ostatniego. Proces Proces produkcji kawy jest nieco złożony. Rozpoczyna się od tego, że trzeba wstać bardzo wcześnie rano, napić się kawy – co stawia nas zresztą przed pytaniem z gatunku: „co było pierwsze, jajko czy kura?” - i wyjść w pole. W polu sadzimy krzew. Krzew ten rośnie i rośnie, mijają dni i tygodnie, przechodzą deszcze i słoty, rosną podatki, gazety codzienne prześcigają się w podawaniu coraz mniej wartościowych informacji, i tak po jakimś czasie na długich gałązkach sterczących z twardych pieńków pojawiają się białe kwiaty. Te białe kwiaty szybko zamienią się w zielone kuleczki, zielone kuleczki w kuleczki żółte i w końcu czerwone. Uprawy kawy w Gwatemali, okolica jeziora Atitlan

Jak Kolumbijczyk z klasy średniej spędza weekend

Już sam tytuł jest nieodpowiedni. Kolumbijczyk sam siebie sklasyfikowałby znacznie dokładniej: czy to klasa średnia niska, klasa średnia średnia czy może klasa średnia wyższa. Albo od razu podałby urzędowy numer kasty ( estrato ), do której należy. Liczy się od jeden do sześciu. Powiedzmy, że to klasa średnia średnia lub średnia wyższa, czwarta-piąta kasta. Własność prywatna, nie wchodzić. Służąca podaje na stół smażone jajka i rosół (naprawdę jedzą rosół na śniadanie, przynajmniej w Boyaca czy w Bogocie). Sama siada na schodach z własną porcją w misce chyboczącej się na kolanach. Rodzina rozsiada się przy obszernym stole. Jedzą.

Z Miasta Na Wysokości przez Kawową Oś, Cukrową Dolinę i dwie góry, w wilgotną puszczę [galeria]

Przejazd z Miasta Na Wysokości (Manizales) przez Kawową Oś ( Eje Cafetero - region uprawy kawy), Cukrową Dolinę ( Valle del Cauca ) i dwie góry ( Cordillera Central i Cordillera Oriental ) wprost w wilgotną puszczę (departament Putumayo ) zobaczymy na zdjęciach. Tym samym zamykamy kolumbijski zyg-zak. Najpierw z zachodu na wschód po wybrzeżu Morza Karaibskiego: zaczynając z rajskiej Capurgana , odwiedzając miejscowość Świętego Stanisława i Mompox białych murów i małp na dachach aż po pustynną Guajirę . Następnie ze wschodu na zachód: z płaskiej jak stół Arauki , podjeżdżając na trzy i pół tysiąca metrów w departamencie Boyaca i przekraczając po raz pierwszy Kordylierę Wschodnią, spadając w dolinę Rio Magdalena i wdrapując się na Kordylierę Centralną w okolicach Medellin po wjazd do puszczańskiego Choco zostawiając za sobą trzecią kordylierę, tę Zachodnią. Potem znów przeskoczyliśmy ostatnią z kordylier, a resztę przedstawiam poniżej. Kropkowanym na południu zaznaczono tra...