Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2017

Jałówka albo roadtrip, złodzieje lasu i polowania na krowy

Osiemset kilometrów: 400 tam i 400 z powrotem. Z tych 400, 250 po drodze gruntowej. Chcesz, to jedziemy. Guerilla miała nadchodzić od strony Boliwii. Amerykanie tak mówili, taka była propaganda. W wojsku kazali nam powtarzać chórem: komunista to największy wróg narodu! Trzeba było kogoś, kto im kulturalnie wytłumaczy, że proszę wybaczyć, ale rząd argentyński podejrzewa pana o działania antypaństwowe, ale proszę się nie martwić, pan wyjaśni przełożonym, że tak nie jest i to wszystko. A my nie, my go do wora i na wóz. Ci ludzie często nigdy nie wracali. Roadtrip Roadtrip W Machagai zatrzymałem się u Alfredo. Dwa lata temu przejechał Argentynę z południa na północ, ponad pięć tysięcy kilometrów w sześć miesięcy. Dzisiaj naprawia piły mechaniczne – pół miasteczka robi meble, drugie pół rżnie drewno – i planuje podróż w stronę Alaski. Gdy myje w plastikowej misce kratę po grillowaniu wołowiny, wodę wylewa za płot. Za płotem mieszka wujek Miguel. - Nie tyle że mieszka: ...

Vladimiro Babiak: mliko czy moloko?

Matka z domu Zięba, ojciec – Babiak. Po I wojnie światowej znaleźli się w radzieckiej części Ukrainy. Dziadka Babiaka wywieziono na Syberię. Bali się, że to samo mogło spotkać resztę rodziny. Mieli nieco ziemi, zwierząt: mali właściciele ziemscy, zamożniejsi chłopi. Na zdjęciu zrobionym przed wyjazdem stoją razem w ciemnych garniturach, matka Zięba w prostej, eleganckiej sukience. Włodzimierz Babiak

Boliwia na gorąco

Pierwsze drzewo od, no właśnie, od jak dawna? Radość objawia się automatycznie, bez mojej wiedzy. Gdybym mógł się wówczas zobaczyć, powiedziałbym: zobaczyłem, jak uśmiech wypływa mi na twarz. Nie widziałem się jednak, napiszę więc: poczułem, jak kąciki ust rozszerzają się milimetr po milimetrze. [tekst po poprawkach redakcji ukazał się w  magazynie RowerTour , numer z października 2017 pod tytułem Na gorąco smakuje najlepiej]  W okolicach Sucre: drzewa

Szkoła Długiego Ojca

Na krawiectwie dziewczyny szyją bluzy robocze dla chłopaków ze stolarstwa. Ci ze stolarstwa zbijają stołki dla koleżanek z pielęgniarstwa. Na tych stołkach pielęgniarki opatrują rannych elektryków, a elektrycy naprawiają elektryczny piekarnik, by młode kucharki i cukierniczki mogły dalej piec kurczaki i babki bakaliowe. Babka zresztą - niczego sobie, równowartość 4.50 zł za solidną porcję, biorę. Biorą też hydraulicy. Zmęczone chłopaki, rury przetykali pod salonem fryzjerskim. A dookoła, na dziesiątki, na setki kilometrów stąd, tylko palmy i chaszcze. Się szyje

Poznaj Paragwajczyka poznaj Paragwaj [wideo]

Ludzie w Paragwaju - podobnie jak w Polsce - są bardzo podzieleni.  I to nie tylko w sensie politycznym. Paragwajczyk to niemal zawsze syn imigrantów, którzy przyjeżdżali z różnych krajów i w różnych latach. Dziś "prawdziwy" Paragwajczyk nienawidzi Paragwajczyka o pochodzeniu brazylijskim, bo tamten zawłaszcza sobie połowę kraju. Ten brazylijski z kolei nie znosi - i z wzajemnością - chłopów bez ziemi, bo ci siłą włażą mu na pola. Wszystkich chłopów w ogóle nie znoszą miastowi z Asuncion, bo chłopi - jak mówią - zamiast pracować, blokują stołeczne ulice podczas protestów. Chłopi natomiast klną siarczyście na latyfundystów, przez których nie ma już ani gdzie sadzić, ani gdzie zbierać. Potomkowie Polaków i Ukraińców mówią, że Paragwajczycy kradną, a Paragwajczycy - że Polacy się nie myją. Ludności rdzennej nikt nie lubi, bo żebrzą na skrzyżowaniach i chodzą brudni. Ludność rdzenna z Chaco z kolei nie za bardzo lubi niemieckojęzycznych Menonitów z Filadelfii bo ci wycięli w...

Wenezuela - Kolumbia - Ekwador na rowerze [wideo]

Podróż na rowerze przez Wenezuelę, Kolumbię i Ekwador - dzisiaj w formie wideo. Filmy publikowałem już na "znanym portalu społecznościowym", ale chyba dobrze by można było je znaleźć także na stronie. I dobrze by można było znaleźć je razem, tak jak razem Wenezuela, Kolumbia i Ekwador tworzyły dwa wieki temu zjednoczoną Wielką Kolumbię . I jeszcze dodatek statystyczny: to 400-setny artykuł opublikowany na tej stronie! Trasa podróży po Wielkiej Kolumbii Wenezuela Trasa: Z półwyspu La Guajira przez Barquisimeto, Caracas po Cumana na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Dalej na południe, przez Maturin po Gran Sabanę, na zachód przez Los Llanos po Meridę. Muzyka: Jorge Celedon - Esta Vida  i  Andrzej Grabowski - Koza, Rower i Ja

Paragwaj: aktualności z podróży

Tak się czasami zdarza – a w ostatnich latach: tak się zdarza zazwyczaj – że na stronie fizyk w podróży nowin o podróży znajdzie się niewiele. Pojawia się więcej esejów z pretensjami socjohistorycznymi, nagrań wideo niekoniecznie podróżniczych, no a przecież strona „w podróży” podobno, no to jak? Słuszna to pretensja! Wszak istnieją – nieliczni, ale jednak – osobnicy zainteresowani konkretnymi losami fizyka. Dla tej to grupy przygotowałem niewielkie podsumowanie ostatnich miesięcy spędzonych w Paragwaju (ostrzegam: tekst o nikłych walorach literackich i poznawczych). Tak by to wyglądało na mapie

Kolumbia zygzakiem

Na drewniany pomost wyrzuciłem rower, obie sakwy i ukulele. Między Kolumbią i Panamą nie ma drogi lądowej, więc przyszło mi parać się morskim autostopem. Natychmiast po lądowaniu podszedł do mnie mężczyzna w średnim wieku. Pierwszy poznany Kolumbijczyk z miejsca uderzył z radą: u nas jest dużo gór, najlepiej jak wybierzesz sobie którąś z dolin, w ten sposób łatwiej będzie ci przejechać na południe. Nie miałem sprecyzowanych planów, ale od razu zaświtało mi, że zrobię dokładnie na odwrót. (tekst w formie mocno okrojonej został opublikowany w Magazynie Podróże, numer z kwietnia 2017 , pod tytułem "Kolumbia na rowerze") Wysiedli

365 korzeni manioku

Pejzaż widziany z okien sali posiedzeń Cabildo - dawnej siedziby rady miasta Asuncion - to przede wszystkim szeroka wstęga rzeki Paragwaj. W wietrzne zimowe przedpołudnie łopocze nad nią kilka żagli kitesurferów: to taki - nie wnikając w szczegóły - nie najtańszy sport wodny.  Na początek: zakończenie

Higiene mental higiene dental [wideo, polskie napisy]

W maju i czerwcu 2017 roku realizujemy z Jessicą (Boliwia) projekt Higiene mental higiene dental (Higiena umysłowa higiena jamy ustnej). Odwiedzamy szkoły paragwajskiej prowincji i dajemy warsztaty motywacyjne i dentystyczne dla dzieciaków. Po tuzinie szkół przygotowaliśmy wideo: Najlepiej pracuje się w niewielkich wioskach: tam nauczyciele jak i uczniowie przyjmują nas najlepiej. I chociaż - jak już pisaliśmy -  czasem ci ostatni nie mówią prawie po hiszpańsku co utrudnia komunikację , to w zamian dostajemy pomarańcze, obiady i awokado. Wideo złożone przeze mnie, większość nagrań pochodzi z telefonu Jessi, mniejsza część z mojego aparatu. W tle piosenka La Bicicleta - Carlos Vives i Shakira, hej!

Wina i kara [Sławomir Mrożek]

Trzcina Cichy, liliowy pokój dziecinny. Na łóżeczku, nie zmówiwszy paciorka, zasypia smacznie mały chłopczyk. Na uboczu, zhańbiony, z wypiekami wstydu, przysłaniając sobie twarz dłonią - bezradny anioł stróż.  Chłopczyk przez cały dzień brnął znowu od jednego zła do drugiego. Wyjadał konfitury, garbił się, nie uważał i biegał. Anioł daremnie otaczał go błagalnym powiewem skrzydeł, szeptał mu wskazówki o życiu czystym i prawym. Od garbienia się do garbienia się, od biegania do biegania, od stłuczonego kolana do rozdartego ubranka staczał się mały nieszczęśnik. Nic nie mogło go powstrzymać. Ani przypomnienie, że tatuś tak nie robi, ani powoływanie się na Piotrusia Pokrowskiego, małego bohatera. Ani ciche nucenie łagodnych pieśni, ani strącenie w przepaść znanego w dzielnicy garbusa, co miało uwolnić chłopczyka od złego przykładu.  Stał anioł stróż bezsilny. Oto wyczerpał wszystkie środki dostępne aniołom stróżom. Dobroć, słodycz, łagodna perswazja, ukojenie, cisza... N...

Kto tu komu przeszkadza

Większość mieszkańców znajduje pracę u Niemca. Po niemiecku jednak nie mówią. W domach rozmawiają w guarani, chcieliby się uczyć angielskiego, a w szkole wtłaczają im hiszpański. Caracarai leży za lasem. Trzeba zjechać z głównej drogi, ze świeżego asfaltu pustawej trasy numer osiem i wpuścić się w las po czerwonej gruntówce. Ten las znika po kilkuset metrach. Wraca krajobraz typowo paragwajski: pampa równie monotonna co jednolicie żółta o tej porze roku. Okazuje się jednocześnie, że las, który z trasy numer osiem wydaje się wielki i nieprzebyty, to tylko wąski pas zieleni ciągnący się wzdłuż głównej drogi. To także nie las naturalny, a uprawa eukaliptusów i – w mniejszym stopniu – kilku innych gatunków drzew: młode i chudziutkie jeszcze pnie stoją na baczność w równych odstępach, z szarawą mgiełką toksycznych insektycydów na korze. To właśnie ten las należy do Niemca i w tym właśnie lesie można znaleźć pracę. „Chciałbym zostać piłkarzem i grać w ligach europejskich.” Czuł...

Dzień podróży w dwie minuty

Podróż rowerowa w swojej zwyczajności. Poranki, posiłki i monotonia pedałowania: sceny mało spektakularne, ale bardzo życiowe, bo powtarzające się codziennie. Projekt "Dzień podróży w dwie minuty" to trzy krótkie nagrania z Peru, Boliwii i Paragwaju ukazujące tę część podróży, która zazwyczaj pozostaje w cieniu emocjonujących przeżyć i zapierających dech w piersiach krajobrazów. Miejsce: północne Peru, między Chiclayo i Pacasmayo Czas: wrzesień 2016 Muzyka: Kid A - Radiohead Miejsce: Salar de Uyuni, Boliwia Czas: Boże Narodzenie 2016 Muzyka: Sztoj pa moru - Laboratorium Pieśni Miejsca: dom w Mariano Roque Alonso, Paragwaj i drogi Mato Grosso do Sul, Brazylia Czas: marzec-kwiecień 2017 Muzyka: Direito de Sambar - Adriana Moreira

Zapach ma moc

Miałaś rację. Zapachy potrafią przywoływać wspomnienia. Więcej: potrafią to robić znacznie silniej niż obrazy, dźwięki, czy nawet muzyka. Chociaż nie, silniej niż muzyka raczej nie. Tak czy inaczej: miałaś rację. Tłumaczenie tekstu Tiene poder el olor który opublikowałem na hiszpańskojęzycznym odpowiedniku fizyka w podróży:  fisicoenelcamino.blogspot.com . Jest coś w powietrzu Chiquitanii – regionu dalekiego wschodu Boliwii – co przypomina mi o stanie Sucre na dalekim wschodzie Wenezueli. Nie potrafię z całą pewnością powiedzieć o co dokładnie chodzi: jakieś specyficzne zioło, woń któregoś z drzew, zapach trawy czy najzwyczajniej świecie ta wilgoć podgrzana do temperatur wulkanicznych, która – zdawałoby się – sprawia, że pocą się nie tylko ludzie, ale i rośliny, samochody, a nawet asfalt. Santa Ana

Co my tu robimy

- Co robimy? Sprawdzamy kto i po co, skąd tu przyszedł. Ty skąd jesteś? W jakim celu przyszedłeś? - patrzy na mnie coraz to przenikliwszym wzrokiem. Pochyla ogoloną głowę, głos stopniowo, słowo za słowem, zmienia ton z radosnego na podejrzliwy i sam nie wiem czy jeszcze żartuje, czy już mówi poważnie, pyta retorycznie, czy raczej powinienem coś odpowiedzieć? - Sprawdzamy, trzeba sprawdzić, no bo ja też mógłbym powiedzieć, że jestem rowerzystą i o, proszę – mężczyzna w wojskowych portkach i czarnych, ciężkich butach robi niewinną minę i rusza ramionami pedałując w powietrzu – przyjechałem tu ot tak, dla sportu. Jaką ja mam pewność? A może jesteś z ETA albo z FARC? Skąd ja mam wiedzieć komu przekazujesz informacje? Ta rozmowa nie zostanie przecież między nami! Zestaw do rowerowania po Paragwaju: kubek z terere i termos z lodem

Boliwia na zimno: toast wigilijny

Lekarka z dyżuru siedziała na krześle obok. Co chwilę wstawała, wychodziła na moment z poczekalni, krążyła po korytarzu nerwowym krokiem i wracała: na krzesło, albo na sofę przy wejściu. Wspierała głowę na rękach i patrzyła, nie widząc. --- Boliwia na zimno: kopalnie Potosí Boliwia na zimno: Uyuni i śmierć Boliwia na zimno: toast wigilijny Wszystkie zdjęcia --- Dwudziesty czwarty grudnia, Wigilia. Dojechałem do Salinas de Garci Mendoza jeszcze przed południem. Małe miasteczko przykurzonych uliczek. Na rynku: drzewa, dwie przecinające się aleje placyku i stragany ustawione dookoła: słodycze, warzywa, zabawki. Bistra jeszcze zamknięte, czekałem. Zagaił starczy mężczyzna w kapeluszu, przyjechał na ślub, na wesele, nie był stąd, krzątał się i też nie wiedział co ze sobą zrobić. Pomyślałem, że hotel to nie najgorszy pomysł. W końcu Wigilia, warto spędzić ją w cywilizowanych warunkach. Najpierw poszedłem do tego na placu, nie było miejsca dla Ciebie, ale wszystko zajęte, bo...

Boliwia na zimno: Uyuni i śmierć

Na altiplano jest przede wszystkim cicho: skoro nie ma nic, nikogo, nie ma źródeł dźwięków. Ruch na drodze – niewielki. Spotkałem podróżującą samochodem grupę znajomych ze Słupska. Podarowali mi puszkę smalcu, jaki byłem szczęśliwy! Cisza, więc nic nie przeszkadza w słuchaniu książek podczas jazdy. Honore de Balzac uczy mnie życia w swej Komedii ludzkiej, w Kobiecie trzydziestoletniej. Natomiast Salar de Uyuni – solnisko szerokości blisko dwustu kilometrów – uczy mnie śmierci. --- Boliwia na zimno: kopalnie Potosí Boliwia na zimno: Uyuni i śmierć Boliwia na zimno: toast wigilijny Wszystkie zdjęcia ---

Boliwia na zimno: kopalnie Potosí

--- Boliwia na zimno: kopalnie Potosí Boliwia na zimno: Uyuni i śmierć Boliwia na zimno: toast wigilijny Wszystkie zdjęcia --- Potosi było kiedyś bardzo ważne. Dalej jest, ale już nie tak. Wciąż jeszcze dłubią kilofami w Cerro Rico. Od pięciuset lat dłubią w tej samej, niewielkiej górze, i jeszcze stoi, jeszcze nie wykopali wszystkiego. Ale ceny srebra spadły, samego srebra zresztą zostało niewiele, i Potosi to już nie to samo co kiedyś. To już nie to centrum ekonomiczne kolonii z ulicami wykładanymi płytami srebra z Cerro Rico (podobno), z drogimi burdelami, nowobogackimi mieszkańcami sprowadzającymi zza oceanu perskie dywany, francuską porcelanę i czeskie kryształy, by to wszystko ustawić w mieście pośrodku boliwijskiej pustki. Ale kopalnie działają, wciąż normy bezpieczeństwa nie zawsze są najwyższe, wciąż bywa, że pracują tam dzieci, wciąż umierają ludzie, choć już nie tysiącami, jak dawniej, Potosi, miasto wyrosłe na krwi. Dlatego nie poszedłem na wycieczkę do kopalni. ...

Brazylia: nowe doświadczenia

Jest czysto. Corumbá, pierwsze miasto za granicą. Ucichły nagle motocykle. Nie że zniknęły, ucichły, już nie warczą. Mężczyzna, który rozładowywał ciężarówkę, śpiewał. Ktoś szedł ulicą bez koszulki. Ktoś inny nosił krótkie spodnie. Tak, to dziwne, tutaj to dziwne, na tym kontynencie to dziwne, dla mnie to dziwne.  Na tym kontynencie, nie, w jego hiszpańskojęzycznej części, gdzie kultura źle patrzy na noszenie krótkich spodni. Dobrze patrzy natomiast na jeżdżenie motocyklem bez tłumika. Bo to jest, proszę państwa, kultura pokazowa. No, przez trzy i pół roku jeździłem po krajach w których jest diabelnie gorąco, a ludzie noszą długie spodnie. Chodzą też w skarpetkach i zamkniętych butach. Sypią do nich talk i środki zapachowe, żeby ugotowana stopa nie śmierdziała jak ugotowana stopa. Mówisz poważnie?

Ludzie: siostra od płukania narkotyków

Widzę, jak wstaje o dziewiątej: tak późno? To przez wakacje: normalnie trzeba się obudzić jeszcze przed piątą, czwarta czterdzieści pięć. Wykorzystuję styczeń na odespanie całego roku! Ta czwarta czterdzieści pięć jest dla wychowawców. Dzieciaki wstają o piątej, dwadzieścia sześć dziewczynek w wieku od sześciu do osiemnastu lat. Asia wchodzi do pokojów. Mieszkanki internatu jeszcze pochrapują, ciała porozciągane na wskroś materaców, przykryte lekkimi kocykami przed delikatnym chłodem poranka, który już za dwie-trzy godziny zmieni się w ciężki upał tropiku. Miasteczko leży na krańcu Amazonii. Niewiele kilometrów dalej na południe bezkresna dżungla spotyka się z boliwijskim pasmem Andów. Powietrze z konieczności unosi się w górę, ochładza i skrapia cały region podgórski, wilgotne Chapare. Aby dotrzeć do Bulo Bulo trzeba z lotniska Viru Viru jechać na zachód drogą na Cochabamba. Zaraz zaraz, co ja miałam robić? (fot. z archiwum misji w Bulo Bulo)

Boliwia, estetyka i Nowy Rok

Jeśli chodzi o estetykę ogólnie, Boliwia to jest – trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie – hardkor (nie używałem tego słowa mniej więcej od czasów, kiedy chodziliśmy z M. w Gorgany , aliści nadszedł dzień by odgrzebać studenckie słownictwo, nawet kosztem niebezpieczeństwa, że zjawi się B. i mi wyrzuci, że „hardkor” to „rażące w uszy zapożyczenie”, na co musiałbym się zgodzić... no ale dopuśćmy „hardkor” na licencji owych gorgańskich wspomnień). I mało tego. Najczęściej Boliwia w wyścigu za estetyką odpada w przedbiegach, to jest na etapie c z y s t o ś c i. Ja wiem, że to politycznie niepoprawne, że będą tacy, którzy mi to wezmą za postkolonialny europocentryczny świński szowinizm. Powołam się jednak na pioniera polskiego reportażu podróżniczego Kazimierza Nowaka (Afryka na rowerze tam i z powrotem w 5 lat w latach trzydziestych ubiegłego wieku) który się nie certolił i gdy Murzyni byli leniwi, pisał: Murzyni są leniwi. Aha, no więc i ja napiszę: w Boliwii jest, cholera, brudno....