Przez przeszło cztery i pół roku krążyłem po Ameryce Łacińskiej. Nagle znalazłem się na chwilę — dwa i pół miesiąca — w środkowej Europie: we Wrocławiu, w Warszawie, w Bratysławie. W drodze powrotnej odwiedziłem jedne z największych lotnisk na świecie: Heathrow w Londynie, Benito Juarez w Meksyku, Guarulhos w Sao Paulo. Wreszcie: dotarłem do Santa Cruz de la Sierra, Boliwia. Zderzenie cywilizacji: tam i z powrotem Jest dużo myśli na ten temat. Jedna z nich to ta, że podróżowanie, przemieszczanie się, jest konieczne. Cztery i pół roku starczyło, by Ameryka Łacińska stała się dla mnie normalna. Przestała szokować, dziwić. Dawno już nie robię zdjęć na targach, bo kobieta w kolorowej sukni, z dzieckiem w chuście na plecach, sprzedająca dwadzieścia rodzajów papryczek chili na skraju ruchliwej ulicy jest dla mnie najnormalniejszym widokiem na świecie. W drugą stronę, gdy wróciłem do Polski, wszystko nagle stało się interesujące, zagadkowe, wciągające. Czułem się wielo...