Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2019

11 października — ostatni dzień wolności

Urząd Gminy miejscowości Puerto Tirol znajduje się na roku ulic 12 października i Julio Roca. "Oni coś nam chcą w ten sposób powiedzieć" — ironizuje Lecko Zamora z etni Wichi. Lecko Zamora Pomimo 6 lat podróży po Ameryce Łacińskiej nie mogę się pochwalić zbyt obszerną historią kontaktów z ludnością rdzenną. Początkowo wynikało to z następującej racjonalizacji: wszyscy tu przyjeżdżają zawracać głowę Majom, Aztekom i Inkom, więc ja, jako że zawsze wszystko muszę robić na odwrót, ja zajmę się raczej ludnością mieszaną. To rzeczywiście ciekawe bo ta ostatnia, nazywana po polsku Metysami, chociaż stanowi liczebną większość, często przepada w nakierowanej na egzotykę narracji o kontynencie, która to narracja skupia się na ludności rdzennej właśnie. I bywa bardzo często narracją raczej płytką: ojojoj, jacy są biedni — z jednej strony, ajajaj, jakie fajne halucynogeny produkują — z drugiej. Ludność rdzenna Ameryki Łacińskiej, zredukowana przez 500 lat kolonizacji do marnych...

Dokąd dojechałem

Gdy sześć lat temu rozpoczynałem podróż w Meksyku, cel był jasny: Argentyna, Ziemia Ognista, Ushuaia. Teraz im więcej czasu upływa, tym częściej po pytaniu miejscowego do podróżnego —po tym tak typowym "dokąd jedzie?"— wzdycham, uśmiecham się szeroko z zamkniętymi ustami i rozpoczynam próbę odpowiedzi od długo przeciąganej samogłoski "i", która w języku hiszpańskim znaczy dokładnie to samo co w polskim. Pozwolę sobie na banalność: cel podróży nie musi mieć odwzorowania na dwuwymiarowej mapie. Podróż może obrać kierunek wgłąb. I tak wyjechawszy z Cancún jesienią 2013 roku, 6 lat później docieram do honorowego wyróżnienia za wkład w paragwajską kulturę. Lub prościej: całkiem oficjalnie z obcego stałem się —w jakimś sensie— częścią; kimś, kto się dokłada. Czy 6 lat to daleko?

Idzie nowe! "Zabrali mi kraj" — reportaż o emigracji wenezuelskiej. Będzie seria ebooków?

Czy autopublishing jest tylko dla grafomanów? Czy publikując reportaże w prasie można stać się milionerem? (Wreszcie: ile jeszcze będziemy czekać na książkę o Paragwaju?) Dziś wychodzi mój pierwszy ebook wydany na własną rękę: "Zabrali mi kraj. Rozmowy z Wenezuelczykami na emigracji". I stąd jeszcze jedno pytanie: będą kolejne reporterskie ebooki? Zabrali mi kraj: poruszający reportaż o emigracji Z Wenezueli doby kryzysu ucieka więcej niż jeden na dziesięciu mieszkańców. To obecnie druga największa fala migracyjna na świecie. Reportaż „Zabrali mi kraj” przedstawia ten proces poprzez historie osobiste Wenezuelczyków żyjących dziś w Ekwadorze, Peru, Boliwii, we Włoszech i Irlandii, a także w Polsce. To tyle informacji oficjalnej: tekst można nabyć na platformie Ridero za całe 13,50 zł, zachęcam serdecznie! (klik)   Dlaczego ebook? Sam projekt narodził się w okolicznościach tyleż nieoczekiwanych, co tragicznych....

Tydzień w Chile, aktualności z Argentyny

To już trzy miesiące w Argentynie. Przy wjeździe dostałem pieczątkę z odręcznie wpisanymi 90 dniami pozwolenia na pobyt, więc przed upłynięciem trzeciego miesiąca przyszło mi opuścić kraj na chwilę. A że byłem przy granicy z Chile —i że ta granica to zaśnieżone Andy— zostawiłem rower w San Juan, wsiadłem do autobusu i pojechałem do Santiago. Ale już wróciłem, już jem z powrotem grillowaną wołowinę i słucham chacarery. San-tia-go Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że przyzwyczajenie do tropikalnych upałów gra na moją niekorzyść. Teraz, podczas argentyńskiej jesieni, jest mi zimno i nieswojo. (Także dlatego, że w San Juan w Argentynie, czy w Santiago de Chile, jesienią i zimą temperatura potrafi istotnie obniżyć się, natomiast architekci i budowniczy najwyraźniej nie potrafią tego przewidzieć, i instalują w mieszkaniach okna "na lato", z jedną szybą, a nie instalują ogrzewania. Pozdrawiam kaszląc, Wojciech.) Mówią, że Santiago de Chile bardziej przypomina Stany...

Po 5 latach: za czym się tęskni?

Pamiętam, jak na początku podróży, jeszcze w Ameryce Środkowej, we wszystkim szukałem podobieństw do Polski: by jakoś to sobie wszystko tłumaczyć i szufladkować. Powstał nawet taki tekst: Beskid Honduraski , może ktoś pamięta. Teraz, chociaż suchy klimat Argentyny bywa bliższy polskiemu niż tropikalna wilgoć Hondurasu, podświadome skojarzenia zmieniły się. Pas gór ciągnący się od miasta La Rioja na południe jest ponadprzeciętnie zielony w porównaniu do szarych, pustynnych szczytów pozostałej części NOA, NorOeste Argentino, północno-zachodniego regionu kraju. Szczyty wystające nieznacznie z ponad średniej wysokości pasma następują jeden po drugim z wyraźną regularnością. W załomach stoków malują się cienie: jak w Monte Avila na północ od Caracas, jak zielone wzgórza na południe od Naguanagua na wenezuelskim wybrzeżu. Tak jak te ostatnie, tak i góry La Riojy ogląda się jak na dłoni: wyrastają nagle z pustej równiny. Dopiero suchy wiatr, grube pnie kaktusów i chłód mas powietrza znad...

Checho, równy gość

Checho to równy gość. Pochodzi z Cordoby, jednego z największych miast kraju, gdzie prowadził niezależny dom kultury. Organizował koncerty, wydarzenia, a także festiwal mondongo, czyli flaczków. Festiwalem upamiętniał rok 1810 w Buenos Aires, kiedy to czarni jeszcze-niewolnicy grali na bębnach, gotowali i sprzedawali flaczki, a za zarobione pieniądze wykupowali wolność kolejnych towarzyszy. W październiku zeszłego roku Checho zostawia Cordobę i wyjeżdża do miasteczka San Martin w prowincji Catamarca, by zadbać o chorego, ponad 80-letniego ojca. Cordoba ma blisko półtora miliona mieszkańców, San Martin — pięciuset. —Pięciuset siedmiu —poprawia Checho. Checho to gość nie tylko równy, ale i skromny Checho wie bardzo dobrze ilu mieszkańców ma San Martin: zna prawie wszystkich. Wszyscy znają prawie wszystkich na tej ludzkiej wyspie pośród pustkowi na skrzyżowaniu drogi krajowej numer 60 z prowincjonalną 33. Do najbliższej większej miejscowości w dowolnym kierunku jest przyna...