To już trzy miesiące w Argentynie. Przy wjeździe dostałem pieczątkę z odręcznie wpisanymi 90 dniami pozwolenia na pobyt, więc przed upłynięciem trzeciego miesiąca przyszło mi opuścić kraj na chwilę. A że byłem przy granicy z Chile —i że ta granica to zaśnieżone Andy— zostawiłem rower w San Juan, wsiadłem do autobusu i pojechałem do Santiago. Ale już wróciłem, już jem z powrotem grillowaną wołowinę i słucham chacarery. San-tia-go Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że przyzwyczajenie do tropikalnych upałów gra na moją niekorzyść. Teraz, podczas argentyńskiej jesieni, jest mi zimno i nieswojo. (Także dlatego, że w San Juan w Argentynie, czy w Santiago de Chile, jesienią i zimą temperatura potrafi istotnie obniżyć się, natomiast architekci i budowniczy najwyraźniej nie potrafią tego przewidzieć, i instalują w mieszkaniach okna "na lato", z jedną szybą, a nie instalują ogrzewania. Pozdrawiam kaszląc, Wojciech.) Mówią, że Santiago de Chile bardziej przypomina Stany...