Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2012

Głowy Lenina z Białorusi

Najpierw uprzejmie proszę włączyć sobie poniższą piosenkę, a potem już można oglądać dalej. Lenin Główny, z Mińska, czuwa nad obywatelami stolicy

Polski obóz koncentracyjny

Tak, tak, polski obóz koncentracyjny istniał nie tylko w przemówieniu laureata Pokojowej Nagrody Nobla "na zachętę", amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy. Istniał również w II RP. EwroOpt w Berezie - Was interesuje konkretnie tylko część związana z konslagrem ? Starsza pani z okręgowego muzeum w Berezie prowadzi mnie przez wygaszone sale z figurami ludzi pierwotnych. Dalej mijamy suszone motyle i wypchane zwierzęta. Zatrzymujemy się na pierwszym piętrze, gdzie moja "przewodniczka" zapala światło w pokoju, którego połowę stanowi niewielka, złożona głównie ze zdjęć, ekspozycja. - Budynki konslagiera już widzieliście? Widziałem. Stoją przy ulicy Lenina,  na przeciwko cerkwi. W jednym mieści się supermarket EwroOpt, w drugim galeria i przedszkole. Muzeum w Berezie

Tien Szan - dzień 5

Dni 1 i 2 są tu, natomiast 3 i 4 tam . Pora zakończyć tę nierówną walkę: w dzisiejszym programie zapraszam Cię drogi Czytelniku na opis ostatniego, piątego dnia w Tien Szanie. W dolinie rzeki Jeti Oguz zaczyna się to, czego prawdziwi podróżnicy nie lubią najbardziej, czyli turyści. Ba, żeby tylko turyści. Niedzielni turyści! Bo nie wiem czy zauważyliście, ale w polskim internecie podróżniczo-turystycznym pojawia się raz na czas ostra dyskusja na temat tego kto to jest turysta a kto podróżnik. Ten drugi ma oczywiście uczulenie na tego pierwszego. Tu patrz np. Kwestionariusz Identyfikacji Elitarności Podróżnika . Scenka rodzajowa z kirgiskiego CPNu - panie, zatankuj pan osła!

Jak wiersz Bykaua - reportaż z Białorusi

No cóż, od czasu do czasu wypada napisać coś mniej głupawego niż zwykle. Tekst, którego motywem przewodnim nie są dziurawe jeansy , bydło (nie)parzystokopytne czy korzystanie z toalety . Zapraszam na krótki reportaż z Białorusi. O tym, że tam oprócz Łukaszenki normalni ludzie żyją. Tekst ukazał się w Drugim Obiegu . Jak wiersz Bykaua Mijamy szkołę, były klasztor i boisko urządzone na miejscu żydowskiego cmentarza. Przecinamy rynek z pomnikiem Lenina, który udało się przesunąć na róg placu. Na przeciwko ratusza w Nieświeżu – modnego miejsca na zawieranie ślubów – stoi kino. Wiktar wybrał się tam ostatnio na film, ale operator odwołał seans, bo na sali siedziały tylko dwie osoby. Zamek Radziwiłłów w Nieświeżu

Tien Szan - dzień 3 i 4

Po dwóch pierwszych dniach ruszamy dalej wgłąb Wolnej Republiki Koni i Baranów . Jako, że pochodzę z Wolnej Republiki Baranów, to dziwią mnie tylko konie [haha. ha. taki tendencyjny żart]. Znad cudownego jeziora Alakol schodzę do doliny rzeki Karakol. Po drodze mijam pozostałości po rosyjskich turystach. Na ten widok mój ogromny szacunek do tych ludzi rośnie jeszcze bardziej. Miejsce na namiot, które polecali mi napotkani Ruscy Droga ciągnie się w dół wzdłuż strumienia, który wycieka spomiędzy skał trzymających jezioro. Śmiesznie to wygląda, jak wielka wanna, z której powoli wycieka woda po kąpieli. To skojarzenie jest uderzające - nawet, jeśli żyje się w mieszkaniu z panelem prysznicowym jeno, a od miesiąca myje się w... no, jak tam wyjdzie. A jak nie wyjdzie, to nie.

Tien Szan - dzień 1 i 2

Po nieskładnym preludium ruszamy wreszcie w Tien Szan (uwaga, będzie 10 milionów zdjęć). Rankiem mijają mnie pasterze pędzący bydło w górę rzeki, więc i ja ruszam. W górę rzeki, chociaż nie tej co trzeba. Poszedłem najpierw w górę Aksu, potem przedarłem się przez grzbiet i znalazłem się we właściwej dolinie. Dlaczego? Bo tak mi powiedziała mapa. I to nie jedyny raz, kiedy delikatnie zrobiła mnie w konia - do doliny Araszan można iść od razu, bezpośrednio, ale jakbym tam poszedł nie spotkałbym zabłąkanego w lesie czarnego konia i nie patrzyłbym na dolinę w ten sposób: W dole rzeka Araszan Wspomnianą mapę można dostać w Biszkeku w Geoidzie na Kijowskiej 107. Sklepik jest dość ukryty, ale autochtoni widząc zdezorientowanych turystów w okolicach numeru 107 bez pytania wskazują ręką gdzie należy się udać. Mapa ta nie jest najlepsza. Trzeciego dnia spotkałem Francuza, który pokazał mi porządniejszą nieco. Było tam zaznaczone nieco więcej ciekawych tras, niż na tej z Geoidu (tam jes...

Znów slajdy: Iran w Kolanku

Moją jesienną trasę koncertową po Krakowie zamykam slajdami w Kolanku . Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji usłyszeć z moich ust o Iranie (a była już ku temu sposobność całe 4 razy: w Krakowie , w Krakowie , w Mińsku i w Gorajcu ) to zapraszam bardzo 5 grudnia o godzinie 19.oo do Kolanka ! Nie to żebym się powtarzał. Po prostu Iran fajny jest. Co: Podróż bez stereotypów: Iran, Górski Karabach i Abchazja autostopem Gdzie: Kolanko / Magazyn Kultury (Kraków-Kazimierz-Józefa 17) Kiedy:   środa 5 grudnia 2012 Godzina: 19.00 Ogłoszenie: link Wydarzenie na FB: link Zapowiedź:   Iran? Jedziesz do Iranu, stopem?! Tam jest wojna! Terroryści! Abchazja? Separatyści, porwą cię i zażądają okupu! Karabach? ...a co to takiego?   Przyjdź, opowiem Ci o tym, że w Iranie nie ma wojny oraz o tym, że nigdzie nie spotkałem tak uprzejmych i kulturalnych ludzi jak tam. Że nikt mnie nie porwał w Abchazji, a także co to jest ten cały Karabach. I będzie całkiem ciekawie! ...

Higiena w Kirgistanie!

Uwaga! Jest to pierwszy w historii tego bloga wpis dotyczący higieny! Chodzi o to, że ostatnio tak beztrosko napisałem Wam o baraninie nie pisząc o wiążących się z nią zagrożeniach, jednocześnie więc narażając Was na daleko idące niebezpieczeństwa. Otóż należy pamiętać, że baranina wchodzi między zęby jak tak zwani diabli (chociaż czy widział ktoś kiedyś diabłów między zębami?). Dlatego na wycieczkę do Azji Centralnej dobrze jest zabrać zwykle tak redundantną, burżujską, pachnącą cywilizacją i w ogóle nie związaną z prawdziwym turystą, a właściwie to wręcz z prawdziwym podróżnikiem (prawdziwy turysta z mydła nie korzysta) rzecz jak NIĆ DENTYSTYCZNA! Serio. Muszę przyznać, że przekonałem się do tego dopiero gdy dowiedziałem się ile kosztuje dentysta w Szwajcarii gdy mieszkałem czas jakiś w Lozannie . Ale to dobra rada. Ostatecznie pudełeczko z nicią jest całkiem małe. I pomimo, że pakując plecak pominąłem pozornie istotniejsze rzeczy takie jak ręcznik (tu czytelników Autostopem p...

Tien Szan - preludium

-No ja djelaju awtostop, u mienia niet djeniek! -Dobrze, dobrze, nie trzeba, przecież razem będzie nam się weselej jechało! Tien Szan - prawdopodobnie najlepszy papier na świecie, jego faktura i gramatura nie mają sobie równych, w skuteczności powala każdą zewę softis czy nie softis czy co tam sobie chcecie No wreszcie jakiś ideowiec, nie trzeba się będzie przez całą drogą co jakiś czas tłumaczyć, że nie, nie, na pewno nie mam nawet 200 somów. A kto cię finansuje, państwo? Nie. Uczelnia? Nie. Rodzice? Nie. Mam stypendium. Ale małe. Więc nie mam nawet 200 somów dla pana. A ile w Polsce się zarabia? Srjednij, srjednij zaplat. 600 euro? To nie dużo! Ja w Moskwie... Bo w Kirgistanie każdy pracował w Moskwie. Dojazd do Karakol z Czołpon-Aty był więcej niż łatwy. Ale akurat skończył się ramadan, więc akurat wszystko było zamknięte. A akurat była sobota, a po sobocie akurat jest niedziela, więc akurat wszystko będzie zamknięte także jutro. Wyszurałem butami wszystkie uliczki opust...

Kuchnia kirgiska

Baranina. Właściwie to na tym można by już zakończyć, ale dajmy na to, że trochę ten wątek rozwinę. Ale nie spodziewajcie się niczego ponad baraninę! Kirgistan to chyba pierwszy kraj, w którym żarcie w barach jest na tyle tanie, że jadłem "na mieście" zawsze, gdy byłem w mieście. To się po prostu bardzo opłaca, szczególnie że w sklepach bywa zaskakująco... drogo (np. sery, kiełbasy, czekolady). Potrawy niezgorsze - chyba że ktoś nie lubi baraniny. Za to za warzywem można zatęsknić... Ten wpis to coś dla leniwych: podam jeno nazwy, składniki, orientacyjną cenę w tanich bazarowych barach i ewentualnie krótki opis. No to smacznego ! Manty na bazarze w Jalalabadzie Nazwa: manty Główne składniki: baranina, cebula, ciasto pierogowe Orientacyjna cena: 40-60gr sztuka Zbędny opis: pierożki wyglądające z wierzchu zupełnie jak gruzińskie chinkali , ale bez rosołku w środku, gotowane na parze, no i z baraniną. Dobra i tania rzecz, kilka mant i dzbanek herbaty zupełnie...

Przypominacz: slajdy Kirgistan-Chiny 19.11.2012 o 19!

To ja może przypomnę (bo już pisałem ): co: no slajdowisko no temat: "Opowieści o górach i baraninie, czyli relacja z wschodnich rubieży Azji Centralnej oraz wyprawy na Pik Lenina" kiedy: 19.11.2012, godzina 19.00 gdzie: Piwnica pod Baranami, Kraków link: link opis: Jak można jeść baraninę na śniadanie, obiad i kolację? Jak (nie)wejść na siedmiotysięcznik ? Czego jest więcej w Kirgistanie: koni, baranów czy ludzi? Wreszcie: jak się dogadać z Chińczykami , którzy jak ognia unikają języków obcych? I dlaczego oni, odwrotnie niż my, gotują jajka w herbacie , a do śniadania piją wrzątek? Natalia, Michał i Wojtek [ja czyli] wybrali się w sierpniu do Kirgistanu. Wspólnie próbowali (z różnym skutkiem) wejść na Pik Lenina, potem oddzielnie oglądali Kirgistan. Natalia z Michałem zajęli się jeziorami: spali w jurtach nad Song Kol i kąpali się w Issyk Kol, drugim największym jeziorem górskim na świecie. Wojtek schodził Tien Szan, uskuteczniał niełatwą...

Ekwipunek rowerowy i o co tu chodzi

A już napiszę od razu, bo potem zapomnę. Trafiłem dzisiaj na stronę, na której pewne polskie małżeństwo wylistowało cały swój ekwipunek na wyprawę rowerową: http://www.nakrancach.pl/ekwipunek/ Nie wchodząc w szczegóły: jest tego tyle, że wystarczyłoby na zaopatrzenie dwóch sklepów odzieżowych i trzech turystycznych. Nie wiem ile to wszystko waży (i kosztuje), ale pewnie cholernie dużo - w końcu mają ze sobą także rowerową przyczepkę. W trasie są 14 miesięcy. W Chinach natomiast spotkałem Francuza o imieniu Soleil. Jest w trasie ponad 5 lat. Obręcze w kołach ma wzmacniane, ale cienka rama ma pewnie z 25 wiosen. Na kierownicy wiezie 20-litrowy plecaczek, w którym trzyma śpiwór, namiot, klapki i kurtkę. Ma na sobie koszulkę koszykarską i szmaciane spodenki. Z tyłu wiezie gitarę. I hektolitry świętego spokoju. Rowerem przejechał całą Afrykę, Europę i pół Azji. Jak spotyka takich PRAWDZIWYCH PODRÓŻNIKÓW wystrojonych w markowe ciuchy - patrzą na niego z góry. Nie ma z nimi o c...

Fizyka w domu: gotowanie wody

Bawiliśmy się już jeżem , uczyliśmy się teorii ... dziś pora na kolejny odcinek z cyklu Fizyka w domu ! Jako że powstał (a właściwie my go powstaliśmy byliśmy) odpowiedni portal do tego typu procederów, to właśnie tam, czyli na Fiztaszkach.pl , zamieściłem cały tekst o tajemniczo brzmiącej nazwie: A właściwie to skąd wiesz, że się gotuje? A tutaj, w ramach - jak to mówią młodzi dziennikarze muzyczno-kinowi - zajawki , wrzucam film:

Bishorn dwa razy nieudany

Kontynuując alpejski kącik dziś opowiem Wam drodzy radiosłuchacze jak to dwukrotnie nie wszedłem na Bishorn . Zważywszy na to, że jest to jeden z najłatwiejszych 4-tysięczników w Alpach, po nie wejściu na Pik Lenina chyba zacznę się specjalizować w nieudanych wejściach na łatwe góry. Ale czytajcie, nie będzie lipy ! Wchodzimy na czterotysięcznik - za Cabane de Tracuit na 3256m n.p.m. zaczyna się lodowiec, więc trzeba się profesjonalnie przygotować! Na szczęście jeden z członków naszej trzyosobowej załogi zwany Marcinem Stefanem zna parę węzłów i przeprowadza nam hardkorowe szkolenie, zarejestrowane przez naszych reporterów:     Po takim instruktażu każdy młody junak smutek zwalczy i strach , nie zadrgnie jak liść osiki przed żadną szczeliną w lodowcu! Ale zacznijmy od początku:

Dents du Midi

Ten, co to podobno zawija Właściwie to dawno już nie pisałem nic konkretnego... to może jednak coś napiszę. Zbliża się zima, więc czas na śnieżne wspomnienia. Będzie o Alpach - tym razem bez traumatycznych przeżyć typu atak lisa czy spanie w igloo . W maju , czyli w terminach alpejskich: w zimie , wybrałem się w masyw Dents du Midi. Pojechałem stopem z Lozanny do Salvan ( zobacz jak się wydostać stopem z Lozanny ) i ruszyłem w kierunku jeziora Salanfe. Do jeziorka jeszcze spotkałem na trasie paru ludzi, potem już nie. Szwajcarzy czekają na sierpień. Po drodze natrafiłem też na zwierzęta, m.in. całą masę świstaków. Wreszcie przekonałem się dlaczego się nazywają świstaki - jak się rozświszczą nad Salanfe to jest naprawdę głośno. Spotkałem też tych dwóch gości poniżej :

Fiztaszki, czyli fizyczne przekąski

Strona nazywa się fizyk w podróży, więc czasem napisze się też coś o fizyce. Dzieje się to mniej więcej z częstotliwością raz do roku i niepostrzeżenie, brnąc przez rozmoknięte brunatne liście, chwila ta właśnie nade(j)szła! Wspólnie z kilkoma krakowskimi (i nie tylko) fizykami ruszyliśmy niedawno z portalem fiztaszki.pl - i chyba nadeszła pora, żeby Wam wreszcie o tym powiedzieć. Fizyka prosta, codzienna, a niebanalna. Opisana w przystępny sposób. Z obrazkami. Bez wzorków (no, prawie...). Daje radę, serio ; ). Jeśli zawsze sądziliście, że fizyka jest trudna i nie dla Was, to zweryfikujecie mam nadzieję swoje poglądy czytając o łamaniu makaronu , parzeniu kawy czy gotowaniu wody . Czy to ma coś wspólnego z fizyką? A czy fizyk może zajmować się damskimi obcasami , a matematyk wojną ? Poczytajcie, zapraszam !

Kraków-Będzin-Kraków

Jadąc przez Olkusz to jakieś 76km. W zasadzie można by jechać rowerem, zajęło by to ze 4 godziny. Pojechałem pociągiem. W tamtą stronę poszło całkiem sprawnie: w Będzinie znalazłem się już po dwóch i pół godzinie, przesiadając się z rozpadającego się składu Regio na elegancki szynobus Kolei Śląskich na stacji Katowice Szopienice Południowe. Gorzej było, gdym wracał... Nigdy nie chciałem dołączyć do pocztu narzekaczy na polskie koleje, ale jednak coś mnie pcha, aby opowiedzieć o mojej małej przygodzie. Ogólnie to ja bardzo lubię pociągi, nie dziwi mnie na ogół, że są stare i wolno jeżdżą, bo na to trzeba po prostu pieniędzy. Natomiast przyprawia mnie do białej gorączki kompletna głupota (która np. objawiła się także dość widocznie także podczas pewnego majowego łikendu ). Dworzec w Katowicach wygląda obecnie jak hmm... powiedzmy, że dworzec w jakimś prowincjonalnym miasteczku garnizonowym podczas mobilizacji. Miasteczko jest małe, więc i dworzec niewielki. Ludzi gęsto. Panika, zden...

Jesienny wysyp slajdowisk

Ale nasypało, motyla noga... Jeszcze dobrze zima nie nadeszła, a tu już pada. Na szczęście nie jest to jeszcze śnieg: na długie jesienne wieczory zapraszam do Krakowa na cały wysyp slajdowisk : 11.11.2012 o 19.00 w kawiarni Cudowne Lata w ramach cyklu Slajdowisk przy kawie opowiem o "Nieznanym sąsiedzie - Białorusi" 19.11.2012 o 19.00 w Piwnicy pod Baranami w ramach spotkań Klubu Podróżników Śródziemie przedstawię wspólnie z Michałem i Natalią "Opowieści o górach i baraninie, czyli relację z wschodnich rubieży Azji Centralnej oraz wyprawy na Pik Lenina"  05.12.2012 o 19.00 w Kolanku na Józefa w ramach działań Magazynu Kultury opowiem cuś o Iranie (szczegóły tak zwanym niebawem) Oczywiście będę jeszcze Wam o tym przypominał bezpośrednio przed wydarzeniami, nie dam Wam tak łatwo o sobie zapomnieć! A jak komuś mało, to jeszcze będę mówił za dwa tygodnie w Warszawie, ale już nie o podróżach ;-). Jeszcze pora na reklamę (tudzież, jak to mówią teraz w...

Polska? Nie...

Orzeł bielik... ... modlitwa do Maryi na bramie słuckiej (od tego Słucka od pasów słuckich)... ... pałac Radziwiłłów ... ... pomnik Mickiewicza ... ... polskie groby ... ... Zygmunt Wróblewski (ten od skroplenia tlenu) ... ... Kanał Augustowski. Orzeł bielik, Radziwiłłowie, Mickiewicz, Brama Słucka, Wróblewski, Kanał Augustowski... Polska ? Nie, Białoruś ! Przecież wszystkie tereny od Buga aż prawie pod Mińsk przynależały jeszcze II Rzeczpospolitej, a w zasadzie cała dzisiejsza Białoruś przez wieki wchodziła w skład Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na koniec jeszcze ładne polskie stare miasto - Grodno:

Szwajcaria? Nie....

Nienaganne trawniki przy odnowionych zameczkach... ...estetyczny krajobraz z wiatrakiem w tle... ...precyzyjnie wystrzyżone pola... ... autostrady (i to z pasem awaryjnym, a nie jak żenująca część A4-rki od Wrocławia do Zgorzelca)... Nienaganne trawniki przy odnowionych zameczkach, estetyczny krajobraz z wiatrakami w tle, precyzyjnie wystrzyżone pola, autostrady... Szwajcaria? Nie, Białoruś! Nie tak wyobrażaliście sobie naszego wschodniego sąsiada? Spodziewaliście się dziurawych dróg, brudu, niechlujstwa? Ja też. Ale tak nie jest. Weźmy na przykład taki Mińsk. Najczystsze miasto świata! Brzydkie i betonowe, ale czyste jak żadne z polskich miast. Zwolennicy prezydenta mówią z dumą i podziwem: "Baćka kazał posprzątać, to jest czysto". Mińsk, plac przed dworcem kolejowym

Norwegia? Nie...

Ostatnio skonstatowałem, że stałem się strasznie leniwy jeśli chodzi o bloga - dodaję jakieś posty z samym tylko zdjęciem lub filmem. Ten niebezpieczny trend trwa już od jakiegoś czasu... Czemu by go więc nie kontynuować? Kolorowe drewniane domki (z okiennicami) Kolorowe drewniane domki z okiennicami - Norwegia ? Nie, Białoruś ! Takich domków są ilości niesamowite, i to nie tylko na wioskach: także w miastach, jak Pińsk, czy nawet w betonowym Mińsku jeśli odsuniemy się trochę od centrum. I to nie tylko domy, ale także: cerkwie meczety ...czy barki rzeczne!

WatchDocs Kraków

Znów wycieczka krakowska: w piątek wybrałem się na festiwal praw człowieka w filmie WatchDocs i obejrzałem dwa obrazy: z Ukrainy i Białorusi. Zwłaszcza ten drugi był świetny i niniejszym nakładam na Was obowiązek jego obejrzenia (znalazłem w internecie z angielskimi, a nie z polskimi, napisami, ale dacie radę, nie?. "Białoruski sen" to nie jakiś tam kolejny banalny dokument o tym jak to źle jest na Białorusi. To opowiadana z niezwykłą lekkością i wyczuciem historia niepodległej Białorusi, okraszona z jednej strony faktami, z drugiej zaś groteską codzienności w "Raju Łukaszenki" oraz trafnymi, zabawnymi, a jednak często gorzkimi komentarzami. Potem była zresztą dyskusja z czterema Białorusinami w roli głównej, więc ogólnie wieczór całkiem mi się podobał. Festiwal jeszcze trwa, w szczególności jutro można się czegoś dowiedzieć o Arabskiej Wiośnie, także zachęcam. Więcej o wydarzeniu znajdziecie tutaj (klik) .

Autostop na Białorusi

Autostop na Białorusi ? ? ? ?   Działa! A tak przy okazji to dokonałem czynu bohaterskiego: przebrałem i zamieściłem zdjęcia z mojego dwutygodniowego pobytu w "raju Łukaszenki ", znajdziecie je tutaj (klik) .

Anatomia Tytusa

trasa: 2km środek transportu: rower koszt: 15zł -/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/--/- Jedna z moich ulubionych wycieczek po Krakowie. Dajmy na to, że minęła właśnie środa z czwartkiem, czyli dni niełatwe. Wracasz do domu, jesteś zmęczony, po drodze kupujesz warzywa pod halą targową, dusisz paprykę, pomidory i cebulę. Robi się ciemno, w końcu jest październik. Wsiadam na rower 15 minut przed rozpoczęciem, w końcu to tylko 2km. Jadę przez Limanowskiego: albo skracam przez Lwowską, albo na skrzyżowaniu z Na Zjeździe wskakuję na chwilę na chodnik żeby ominąć światła. Dalej Most Powstańców, na którym wyprzedzam sznurek samochodów, jadąc między szynami tramwajowymi. Przecinam pogrążoną w mroku brudnych kamienic Starowiślną, dojeżdżam do skrzyżowania z Dietla, gdzie są te światła specjalnie dla rowerów. Zielone zapala się tylko na ułamek sekundy, więc czasem je przegapiam. Bo się zapatrzę. Jakieś 6 minut ...

Subiektywny rzut oka na Kirgistan (czyli podsumowanie)

Subiektywny rzut oka na Kirgistan W sierpniu wspólnie z Michałem i Natalią udaliśmy się do Kirgistanu zdobyć siedmiotysięczny Pik Lenina . Moi towarzysze wrócili do kraju po miesiącu, ja natomiast skierowałem się autostopem do zachodnich Chin , gdzie minął mi wrzesień . Wróciłem – nadeszła pora na jakieś podsumowanie – zacznijmy od Kirgistanu ! No i gdzie to podsumowanie? Tym razem opublikowałem je zewnętrznie, na portalu Peron4 . Pełny tekst artykułu znajdziecie tutaj (klik) . Pik Lenina, jurty i duże ilości niczego

Nocne żarcie w Kaszgarze

Grilluje/gotuje/smaży się wszystko: od baranich łbów, przez najróżniejsze wnętrzności po kopytko. Ale jest i kura. Ryba i pieczona dynia. Gotowana gąbka i grillowane tofu. Arbuz w kawałkach, bakalie na wagę. Siadasz, zjadasz, kucharz przetrze szmatką talerz i poda następnemu. Bierz tablety na rozwolnienie i leć na bazar! A co u Ciebie dziś na kolację? Bo u mnie to jak zwykle chlebunio z serkiem żółtym, margarynkomasełko, kiełbaska, pomidorek... A w Chinach? Znajdź tam zółty ser... Albo kiełbasę, i żeby jeszcze jadalna była! A załóżmy nawet, że znajdziesz - zapłacisz fortunę. A nawet jak lokalne co kupisz, to jakoś tak dziwnie jest, że jakby usiłować przygotować coś samemu, to zwykle wyjdzie drożej. I gorzej. Dlatego w okolicach godziny 20 w Old Town Kashgar Hostel ci wszyscy szaleńcy, co są już w podróży od miesiąca do pięciu lat, co jeżdżą stopem, pociągiem, rowerem lub konno, zaczynają na siebie spozierać i w końcu powstaje decyzja - idziemy! Przechodzimy przez placyk, n...

Konduktor Moroz

Pociąg zbliża się do Brześcia. Obładowani zakupami Białorusini tłoczą się przy wyjściu. Delikatne prawo dżungli: łokciem nikt nie popycha, ale zagap się na chwilę, na chwilę zapomnij o nierównym, nerwowym rytmie kroków na przód, a już zobaczysz przed sobą kogoś nowego. Konduktorka siedzi w swoim malutkim przedziale przy końcu wagonu. Jest gorąco, więc drzwi otwarte. W pomieszczeniu króluje lustro, do którego zawsze można spojrzeć, lub w ostateczności pić. Na stoliku pod oknem duży kubek z resztką zimnej już kawy, której kilka łyków spija jeszcze przed przyjazdem. Na piersi identyfikator i nazwisko: Moroz, dalej: imię i otczestwo. Mundur, czapka, a pod nią krótko obcięte włosy z pierwszymi oznakami siwizny. I wzrok: prosty, nieobecny, pogodzony. Pogodzony z teatrem, w którym uczestniczy. Ze świadomością, że te dumne metalowe i pozłacane spinki z symbolem białoruskich kolei to tylko żałosna bufonada. Patrzy trochę w ziemię, trochę za okno, gdzie rzędami stoją osie i koła. Tylko o...

Slajdowisko w La morze

La mora z zewnątrz, źródło: la-mora.info Przeglądając kilka ostatnich postów można dojść do wniosku, że naprawdę lubię koszulkę z jubileuszowego OSKNFu ... Ale zaręczam, że czasem ją zmieniam! Natomiast równie uniwersalne zielone spodenki podczas ostatnich dni w Kazachstanie zginęły śmiercią naturalną, choć rozpatrywana jest reanimacja. Ale do rzeczy : otóż przebywając w lipcu w Mińsku miałem okazję odwiedzić niesamowite miejsce. To miejsce nazywa się La mora i zobowiązuje Was do wejścia na ich stronę internetową , bo chociaż jest po rosyjsku, to mają fajne zdjęcia, które pozwolą Wam poczuć bluesa/klimat/o co chodzi czy co tam jeszcze będziecie łaskawi sobie poczuć. La mora to... hmm... to nie takie proste, ale powiedzmy, że jest to nieformalny dom kultury, przestrzeń artystyczna, galeria, undergroundowa sala koncertowa i miejsce spotkań w jednym. Czyli, że odbywa się tam wszystko od wystaw, spotkań z najróżniejszymi ludźmi, warsztatów plastycznych czy językowych po koncert...

Slajdowisko na Folkowisku

W lipcu tego roku zdarzyło mi się być na Festiwalu Pogranicza Folkowisko . W lesie, na samym końcu świata, gdzieś tam hen na wschód pod ukraińską granicą. Nie będę opisywał mocy ciepłych wrażeń i spokoju, jaki dawały bose spacery dnem leśnej rzeki, wieczorne gawędy, ezoteryczny wręcz Jacek Kleyff czy hipnotyzujący niskim głosem Andrzej Stasiuk, bo świetnie już uczyniła to Olga Nowacka na portalu Peron4 . Ja natomiast znalazłem ostatnio w internecie tajemnicze zupełnie nagranie, gdzie pewien młodzian, prawdopodobnie nietrywialnie związany z niniejszą stroną internetową, produkuje się na temat Iranu...

Wakacje 2012 - podsumowanie

I koniec wakacji, i śpiewamy od nowa... Dwa dni temu szczęśliwie wróciłem z Kazachstanu. Od tych dwóch dni cieszę się wszelkim posiłkiem, który nie jest baraniną, radość sprawia mi nieobecny w Chinach żółty ser, kawa i czekolada, chociaż i tęsknię za grillowanym tofu... A małe podsumowanie dwóch minionych miesięcy wyglądałoby tak: wydane około 2000zł podczas dwóch miesięcy w Kirgistanie, Chinach i Kazachstanie, do tego jednak niemal drugie tyle wydane na samolot do Azji Centralnej i z powrotem około 8 tysięcy kilometrów przejechanych autostopem zapoznanie się z turko-muzułmańsko-tradycyjną naturą Azji Centralnej i łagodne wprowadzenie w potężne Chiny poprzez mieszany, ujgursko-chiński Sinkiang zapierające dech w piersiach krajobrazy, niekończące się przestrzenie i... egzotyczne zwierzaki: wielbłądy i jaki ^^ inspirujący podróżnicy spotkani po drodze przekonanie, że wszystko należy piec/gotować/grillować z dodatkiem papryki i kuminu pustynia piasku morze świętego spokoju ...

Pozdrowienia z wolnego kraju! [z trasy]

Hoho! Jak pewnie zauwazyliscie przez ostatni miesiac nie bylo zadnego posta. I nie bez powodu: przebywalem w Chinach, kraju, w ktorym takie uzytki jak fejsbuk,blogger czy youtube sa zablokowane. Czyli niby tak jak w Iranie, ale Iranczycy bardzo chetnie i zyczliwie intiernet odblokowuja, a Chinczycy nie. Ba, czasem w ogole w kafejkach internetowych odmawiaja obcokrajowcom skorzystania z internetu! Zaczynajac od najwazniejszych rzeczy: pamietajcie,ze Akcja kartka  jeszcze trwa: dzisiaj czy jutro mozecie jeszcze zamowic kartke z Kazachstanu, a nawet dluzej z kilku innych krajow. Poki co kartek mamy 11, ale postaralibyscie sie bardziej, he :>? A teraz w telegraficzno-fotograficznym skrocie o wydarzeniach ostatniego miesiaca. Po pewnych przygranicznych problemach przedarlem sie do Chin, gdzie spedzilem niemal tydzien w urokliwym Kaszgarze (co mi sie raczej nie zdarza, w sensie siedziec tyle w jednym miejscu). Perla Jedwabnego Szlaku ustawicznie niszczona przez Chinczykow jeszcze...

Sa takie chwile, czyli kawiarnia w Karakol [z trasy]

Po przeszlo trzech tygodniach podrozy czlowiek czasem chcialby nieco odpoczac. Sa takie chwile w zyciu podrozujacego, ze pragnie z serca calego jakiegos kontaktu ze swa cywilizacja. Np. zjesc cokolwiek, co nie jest baranina itp. Zacznijmy od tego, ze na wschod od Buga wszystko co ma w swej nazwie CAFE tudziez KOFE jest po prostu mala restauracja. W szczegolnosci w Kirgistanie w takich miejscach mozna zjesc najrozniejsze (czyli tak ze dwie, bo reszty juz/jeszcze/po prostu nie ma) potrawy z baraniny, napic sie herbaty. A gdy ktos nieswiadomy zamowi kawe czeka go w najlepszym razie jakies neskafe 3w1 czy podobne swinstwo funkcjonujace mylaco pod nazwa szlachetniejszego napoju. No wiec wchodze do przybytku o nazwie Karakol Kofe/Karakol Coffee (idac ulica Toktogul od Jakshilik Bazar w strone wylotu na Jeti Oguz, drugi budynek za skrzyzowaniem z Lenina, po lewej): a tam kawiarnia! Prawdziwa! Taka wiecie, z kawa! Nie z neskafe czy innym rozpuszczalnym prochem, tylko najprawdziwsza,...