Grilluje/gotuje/smaży się wszystko: od baranich łbów, przez najróżniejsze wnętrzności po kopytko. Ale jest i kura. Ryba i pieczona dynia. Gotowana gąbka i grillowane tofu. Arbuz w kawałkach, bakalie na wagę. Siadasz, zjadasz, kucharz przetrze szmatką talerz i poda następnemu. Bierz tablety na rozwolnienie i leć na bazar! A co u Ciebie dziś na kolację? Bo u mnie to jak zwykle chlebunio z serkiem żółtym, margarynkomasełko, kiełbaska, pomidorek... A w Chinach? Znajdź tam zółty ser... Albo kiełbasę, i żeby jeszcze jadalna była! A załóżmy nawet, że znajdziesz - zapłacisz fortunę. A nawet jak lokalne co kupisz, to jakoś tak dziwnie jest, że jakby usiłować przygotować coś samemu, to zwykle wyjdzie drożej. I gorzej. Dlatego w okolicach godziny 20 w Old Town Kashgar Hostel ci wszyscy szaleńcy, co są już w podróży od miesiąca do pięciu lat, co jeżdżą stopem, pociągiem, rowerem lub konno, zaczynają na siebie spozierać i w końcu powstaje decyzja - idziemy! Przechodzimy przez placyk, n...