Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Wpis z Caracas [z trasy]

Zdaje się, że pomimo względnej aktywności piśmienniczej w ostatnim czasie ( Świat do góry nogami według Eduardo Galeano , Ameryka Środkowa: nauka powolnej jazdy czy Pożegnanie z Morzem Karaibskim ) właściwie dawno już mi się nie zdarzyło opisać co się właściwie ze mną dzieje. A to podobno czasem kogoś interesuje (tzn. tak mi kiedyś powiedział T. i od tamtego czasu piszę - od czasu do czasu - wpisy opatrzone znaczkiem [z trasy]). Mam dużo różnych notatek, urywków, impresji. To już czwarty zeszyt, który ze mną podróżuje. Trzy pozostałe i kilka książek, ciążą coraz bardziej w sakwach i proszą, by je wysłać do Polski. Pani Justyna z Caracas mówi, że teraz nie, bo na Boże Narodzenie kradną paczki najwięcej: tak na poczcie, jak i u kurierów. Może w styczniu? Piszę do Was z Caracas (nie mylić ze Skaracas, ska-jazzową grupą z Caracas, która jak nikt inny gra Watermelon Man, taaaaaa tatatata ta, Watermelon man...)

Świat do góry nogami według Eduardo Galeano

„Sto trzydzieści lat temu, po wizycie w krainie czarów, Alicja przeszła przez lustro aby odkryć świat odwrócony. Jeśli Alicja narodziłaby się ponownie w naszych czasach, nie potrzebowałaby przekraczać żadnego lustra: wystarczyłoby jej wychylić się przez okno.” - takim stwierdzeniem, wyróżnionym z tekstu głównego, Galeano rozpoczyna swoją rozprawę „Do góry nogami: szkoła świata odwróconego” [Patas arriba: la escuela del mundo al revés, pierwsze wydanie: 1998], w której krok po kroku pokazuje, jak w naszym świecie czyny, deklaracje, zwyczaje i opinie stanęły zupełnie na głowie. Pierwszy rozdział rozpoczyna od sprecyzowania tej ogólnikowej metafory: świat do góry nogami nie ceni szczerości, karze za pracowitość, nagradza brak skrupułów, a jego prawem naturalnym, wśród chóralnych śpierwów na temat równości i braterstwa, pozostaje wyzysk jednych kosztem drugich. Wszystko to brzmiałoby jak stek poczciwych narzekań, jakby nie to, że na kolejnych stronach znajdujemy całą panoramę bardzo k...

Ameryka Środkowa: nauka powolnej jazdy

Jakoś i czystość dróg można mierzyć na podstawie ilości łatek, jakie wchodzą w skład standardowego zestawu do klejenia dętek. W Belgii do wygodnego, plastikowego pudełeczka pakują ich siedem. W Polsce zazwyczaj koło dwunastu. W Nikaragui ładują od razu czterdzieści osiem. [tekst ukazał się w Krakowskiej Masówce, numer z listopada 2014 ]

Pożegnanie z Morzem Karaibskim

Odchodzić z plaży w Choroni było trudno. Wygrzebałem się z namiotu koło siódmej. Zjadłem dwie pomarańcze i kawałek kasawy, cienkiego chleba z manioku. Patrzyłem w dal, a nogi obmywały mi morskie fale, spłukując z nich przy tym natrętne muszki: niewielkie jak nasze owocówki, z tą różnicą, że zamiast sączyć sok upadłych truskawek i nadgnitego jabłka, wolą raczyć się krwią. Choroni. Następnie zostawiłem ubranie na hamaku zawieszonym między palmami i począłem krok za krokiem powoli zagłębiać się w wodę. To również łatwe nie było: plaży Choroni towarzyszy pas płytkiej do pół łydki wody, a rozbijające się przed nim potężne fale skutecznie odbijają nas od głębszej strefy. Płynę wzdłuż brzegu. Pode mną metr krystalicznie czystej wody, na piasku dna rysuje się cień pływaka. Staram się utrzymywać kilka metrów od linii, na której fale załamują się. Przechodząc, podnoszą mnie tylko w górę o metr czy nieco więcej, i zostawiają w spokoju, darując podwodnych turbulencji. Sunę po powierzch...

Rowerem po Belize, czyli w 10 dni dookoła świata

Po kilku godzinach pedałowania z nienagannych, ułożonych belizeńskich „Niemiec”, położonych w centrum kraju, przejeżdżam nieco na południe, do Dangrigi, w sam środek czarnej Afryki, rozedrganej łomotem bębnów, pijanej transowym śpiewem. Zachodni dystrykt Cayo to mała Anglia, a w niej bogaci Amerykanie nie wystawiający nosów zza swych eleganckich, otoczonych równiutkim trawnikiem willi, podczas gdy na północym wschodzie, mówiący po hiszpańsku Majowie kekczi, toną w błocie i komarach. Karaibscy Garifuni w Punta Gorda smażą bananowe placki, identyczne z naszymi ziemniaczanymi, a ortodoksyjni Mennonici powożą bryczkami z półkolistym dachem i parą małych koni. Supermarkety należą do Chińczyków, którzy mówią po angielsku jak po roku nauki w szkole podstawowej (czyli opanowali już „thank you” i liczby, z fatalnym akcentem). A na to wszystko z kanciastej monety spogląda królowa Elżbieta II. [tekst po poprawkach redakcji i pod tytułem Multikulti królowej Elżbiety ukazał się w...

Ej dziewczyny, mam rower!

... czyli kolejny raz o wyższości starego roweru nad nowym . W Maracaibo Americo radził, żebym do Caracas lepiej się nie zapuszczał. Bo rower na pewno mi ukradną. Wenezuela, szczególnie w czasie obecnego kryzysu, stawać się ma coraz bardziej niebezpieczna , zwłaszcza zaś jej stolica. Mój rower stał na korytarzu, a Americo wyszedł po bułki i wrócił. - Wojtek, wiesz co, widziałem Twój rower. Właściwie to możesz jechać do Caracas. - No, mówiłem ci, że ten rower... - Tak, tak, właściwie to możesz nim jechać wszędzie. Ja nie wiem, czy to była obraza, czy nie, ale zaleta możliwości jechania wszędzie jest niezaprzeczalna! Jakby to powiedział Łona: "może nie wygram w tym wyścigu, ale ludzie, ile ja mam przygód!"  

W Wenezueli jest bezpiecznie

"Proszę wybaczyć pytanie: ta rejestracja <<Granada>> to skąd?" Las Trincheras, końcówka podjazdu do Valencii. Jedno z tysiąca podobnych do siebie, przydrożnych bistr. Zaczął bardzo nietypowo. Zazwyczaj nikt nie prosi o wybaczenie. Zazwyczaj się drze lub gwiżdże, a potem śmieje głośno. W Wenezueli mieszka od dziesięciu lat, chociaż pochodzi z Kolumbii, z Bucaramangi. Swoje ostatnie piętnaście wiosen w ojczyźnie spędził prowadząc niewielki supermarket niedaleko granicy w Cucucie. Haracze ściągają tam lokalni paramilitares . Któregoś dnia zebrali okolicznych przedsiębiorców na prezentację traktowania nieposłusznych. Ciął murzyn. Bardzo nietypowy, bo niebieskooki, stąd zwany "gringo". Przywieźli go podobno z wybrzeża Pacyfiku, gdzie pracował w ludzkich rzeźniach . Używał niewielkiej piłki, takiej jaką chirurdzy stosują w operacjach. "To zupełnie niewiarygodne: ile krwi tryska z obciętych uszu". Następnie szły język, palce i ramiona. Rany...

W roli kucharza

Z Capurgana do gospodarstwa La Paloma idzie się przez puszczę jakieś sześć godzin. A potem działa znany mechanizm kolumbijski: przychodzisz, rozglądasz się, otwierasz oczy coraz szerzej i z planowanych dwóch dni robi się dziesięć. Jak głosi kolumbijskie hasło, nawiązujące do złej sławy niebezpiecznego kraju wplątanego w najdłuższą w Ameryce wojnę domową: tak naprawdę jedyne ryzyko jest takie, że będziesz chciał tu zostać. W La Paloma wyszło podobnie: chwilowo zwolniony etat kucharza i ogrodnika przejąłem z radością. Wyposażenie podstawowe na sześciogodzinny spacer po puszczy to maczeta i odpowiednie obuwie. Tym odpowiednim obuwiem - specjalistycznym sprzętem do przedzierania sie przez nieprzebrany busz darieński - nie jest ani goretex, ultrasuperśmex ani żaden tam amerykański wynalazek ze sklepu dla Prawdziwych Podróżników, tylko solidne gumiaki. Do tego spodnie długie, albo piłkarskie podkolanówki. Bagaże, w tym jedzenie dla nas i pracowników folwarku pakujemy na dwa muły i wycho...

Wenezuela - pierwsze wrażenia

Trzeba przyznać, że pierwsze wra-żenie to było przera-żenie. Jeśli narzekałem, że La Guajira w Kolumbii śmierdzi benzyną, to ja to odwołuję. Guajira pachnie jak kwiatki na łące. W Wenezueli można się swobodnie udusić. Ja wiem, że Czytelniku myślisz sobie, że przesadzam. Ale tak jest: smród jest dosłownie nie do zniesienia. To sobie trudno wyobrazić, ale przy powietrzu na drodze z Maicao do Maracaibo krakowski smog to jest po prostu morska bryza, a Katowice można by przemianować na Katowice Zdrój. Powietrze, który gryzie drogi oddechowe, żywcem. auto, za autem auto, za autem auto W Wenezueli można zatankować za 15 groszy. Litr? Nie, bak. Bak paliwa za 15 groszy [poniżej 0.1 boliwara za litr, czyli 5 boliwarów za 50-litrowy bak, przy obecnym kursie dolara 1zł to jakieś 30 boliwarów]. Może ja to napiszę jeszcze raz, bo to dość niewiarygodne: tak, ty płacisz za litr 6zł, a oni 15 groszy za litrów 50, czyli oni płacą dwa tysiące razy taniej (!). W Kolumbii beznyna nie jest dużo ta...

Mompox - moja ulubina prowincja

Pod kościołem św. Barbary rozmawiałem z pewnym chłopcem i dowiedziałem się, że jestem kimś. - I pan kim jest w życiu? - po standardowych pytaniach o to gdzie, skąd i dokąd na rowerze, nieoczekiwanie czternastolatek przeszedł do konkretów. - No... człowiekiem. - Ale coś pan robi na pewno, czymś się zajmuje? - Aktualnie to niczym, jadę. - A wcześniej? - drąży. - Studiowałem, matematykę i fizykę. - I ukończył pan, licencjackie? - Magisterskie. - "Entonces usted es algo!" Znaczy się, że jestem kimś. Uwaga, pisze do Was ktoś, jeśli chcielibyście wiedzieć. Wdałem się w jakieś standardowe antysystemowe przemyślenie w stylu: co to w ogóle znaczy być kimś? Że mam ten papier z uniwerku? A jak go zgubię, to juz nie będę kimś? Mieć wykształcenie, duży dom [w Panamie jak masz dom z piętrem to jesteś kimś, tak słyszałem], pieniądze? Mieć by być, to się nie trzyma kupy, zupełnie. Dalsze rozważania zanotowane w moim zeszycie były jeszcze bardziej przaśne, więc ich nie przytocz...

Przekroczyć Darien? Mieszkać w Darien!

Z jakiegoś powodu wszyscy chcą przesmyk Darien przekraczać , szukają samolotów, łódek, przewodników, żeby tylko jak najszybciej przejść z Panamy do Kolumbii, albo w drugą stronę. No zupełnie tak, jakby w samym Darien nic nie było. Nic bardziej błędnego, jest zupełnie pięknie, jest pociągająco, mnie przyciągnęło na całe dwa miesiące. Która jest godzina? Jeśli to sobota, koło ósmej rano z gór schodzą rolnicy z mułami obładowanymi maniokiem, mlekiem i serami, które raz w tygodniu sprzedają na boisku-targowisku w centrum Capurgana. W każdy inny dzień tygodnia godzinę dziesiątą wyznacza don Pocho i jego syn, którzy jadą konno w górę, do El Cielo (czyli do Nieba), gdzie kasują 5zł biletu wstępu na wodospady, wracają koło szesnastej. O szóstej wstaje słońce, zachodzi o siódmej wieczorem, usypiając przy tym krzyki małp, które czasem żerują w okolicy, i zatrzymując ruch na mrówczej autostradzie, po której od rana do wieczora pracowite owady transportują skrawki liście wielkiego mangowca. ...

Co robi św. Stanisław Kostka w Kolumbii + rok w podróży

Jest piąty dzień października 2014 roku, co oznacza, że dokładnie rok temu wyjechałem z Polski w podróż . Pojechałem autobusem do Brukseli, ósmego miałem lot do Cancun w Meksyku, potem już rowerem: Gwatemala, Belize i tak dalej. Myślałem ostatnio o tym czasie, o tych 365-ciu dniach. Co się wydarzyło, czego dowiedziałem się o świecie, czego o sobie, co zrobiłem, a czego nie. I chociaż czasem pedałując człowiek myśli sobie, że teraz nic się nie dzieje, to faktycznie dzieje się. Popatrzyłem wstecz i wyszło całkiem sporo rzeczy, że sporo rzeczy stało się moim udziałem. Ludzie, miejsca, doświadczenia, historie... Miałem zrobić o tym wideo: zdjęcia, głos, urywki filmów, muzyka. Nawet zacząłem, ale szybko zdałem sobie sprawę jak strasznie dużo czasu potrzebowałbym, by to wszystko posklejać. I wycofałem się, chociaż było mi trudno. Bo bardzo chciałem ten film zrobić, bardzo chciałem pokazać Wam co się działo, że zapatyści, że powozy Menonitów w Belize, że mgły w Hondurasie, i żołnierze w Sal...

Bogactwo

Przypomniała mi się ostatnio jedna z tych rzeczy, które się zawsze chce zapisać choćby na jakimś skrawku papieru i zawsze tego skrawka brak, więc znów się zapomina. A ostatnim razem miałem przy sobie zeszyt. Natomiast wspomniana "rzecz" wydarzyła się chyba 4 lata wcześniej w ormiańskiej wiosce Meghri, na granicy z Iranem. Wracamy z A. z posterunku granicznego, bo trzeba było poczekać na dzień następny, by przekroczyć szlaban. Na skrzyżowaniu we wsi pewna kobieta, która widziała nas już wcześniej, zapytuje skąd my i dokąd, i już zaraz siedzimy u niej na kawie. Jest bardzo konkretna. - A wy to jesteście biedni czy bogaci? - Hmm no... - Znaczy się: jak przychodzą do was nagle goście, to macie czym ich poczęstować, czy trzeba lecieć do sklepu? Nie telewizor, samochód, nie żelasko z ultraparą. Bogactwo to jest to, co się ma dla innych. sevanavank.

Jak przekroczyć przesmyk Darien?

Najpierw jakiś wstęp w stylu typowym: "Wielu sądziło, że przejedzie sobie na wrotkach z Alaski aż do Chile drogą zwaną Panamericaną. Niedoczekanie! Otóż jest pewien problem, i sie nazywa DARRRIEN !!!" Darien to ten kawałek dżungli między Panamą i Kolumbią , przez który nie prowadzi żadna droga, dżungla przez którą przechodzą tylko raz w życiu Wojciech Cejrowski i Beata Pawlikowska, a codziennie przemytnicy kokainy i emigranci z Ekwadoru. W sytuacji, w której nie chroni nas żaden narkotykowy zleceniodawca ani pieniądze od sponsorów wyprawy, dobrze jest w zasadzie ten kawałek świata ominąć. Chociaż ja nie mówię, że się nie da, wszystko się da, tylko z rowerem jest to nieco kłopotliwe ze względu na góry i błoto. Podczas podróży przez Amerykę Środkową spotkałem wielu ludzi, którzy zamierzali albo już przeskoczyli przesmyk Darien w jakiś sposób. Sam, koniec końców, również przedostałem się z Panamy do Kolumbii, chociaż przez całą wcześniejszą podróż nie wiedziałem, jak to z...

Kiedy pytają mnie... jakiej muzyki słucha się w Polsce?

Bo rzeczywiście pytają. W Ameryce Łacińskiej to kwestia istotna: co się tańczy, czego się słucha. W samej Kolumbii wymienią Ci jednym tchem, że vallenato, cumbia, merengue, merecumbe, porro i inne, i że salsa oczywiście również. I to wszystko są odrębne style, każdy ma swoją szkołę, swoich muzyków, swoją technikę. No dobrze, mówią, a w Polsce? No i co ja mam im powiedzieć? Czasem w tej podróży tak sobie pomyśliwałem, że oni tutaj jacyś tacy wykorzenieni są, że te kolonie co to zburzyły cywilizacje tubylcze, że niewolnictwo i tak dalej, a że my dla odmiany mamy tę nasza ciągłość historyczną, że Mieszko i że Poniatowski. A potem mnie pytają o tą muzykę i mi się przypomina jeden fragment ze Szkiców piórkiem Bobkowskiego: [niżej Wam wrzucę cały kontekst, bo świetny jest, teraz tylko najistotniejsze] – Ta­dziu – zacząłem – mu­sisz jed­nak wziąć pod uwagę, że. – Mówiłem może godzinę, może więcej. Ka­rol Wiel­ki, Dzie­wi­ca Or­leańska (czy­tał o niej), Lu­dwik XIV, De­scar­tes, Re­wo­...

Mieszkanie studenckie w Kolumbii, 5 minut od rynku, tanio!!!

Do wynajęcia tanie mieszkanie studenckie: Mieszkanie Na pewno znów chcesz wydawać 600zł na ciemną klitkę na obrzeżach Krakowa, Wrocławia czy Warszawy? I znów dzielić życie z gierkowskim tapczanem i lakierowaną meblościanką? Marznąć w styczniu? Stary, bez sensu...

Jak otworzyć kokosa?

Przenośne studio filmowe fizyka w podróży zaprasza na kolejną superprodukcją: dziś instrukcja prosto z Kolumbii o tym, jak otworzyć kokosa. A to sztuka nad sztuki!

Aktualności: Koniec świata - Darien i ominięcie go wodą [z trasy]

W ostatniom czasie, znaczy się w ciągu ostatniego miesiąca mniej więcej, wydarzyło się rzeczy kilka, natomiast jakoś nie było specjalnie dużo internetu w zasięgu. Teraz też go nie ma za dużo, dlatego się streszczę fotograficznie. Po pierwsze to spędziłem sporo czasu w Ciudad de Panama, nabywając nowych umiejętności z kategorii "podróżowanie samoutrzymujące się" - szczegóły wkrótce w jakimś wpisie w stylu "jak zarabiać na podróż w czasie podróży:

Radio, portale i gazeta: relacje z Ameryki Środkowej

W ostatnich dwóch miesiącach napisało mi się kilka tekstów poza blogiem. W Panamie to nawet "Trójka" Polskiego Radia mnie odwiedziła, no po prostu sława, wino i kobiety. To ja zacznę od nagrania radiowego, a niżej wrzucam linki do artykułów: Roweroblender i inne wynalazki w czerwcowym numerze magazynu Rowertour Żonglując pod wiatr na Peron4.pl   a jakby ktoś przypadkowo studiował fizykę to mam też w zanadrzu Przewodnik studenta fizyki w wiosennym Fotonie A jak już tak lecimy z wszystkim po kolei, to zdarzyło się, że tekst Prywatny Zbawiciel zagościł na najpierwsiejszej z pierwszych stron Onetu:  No i to by było na tyle. Do napisania!

Pieczątki i naklejki, czyli jak nielegalnie wjechać do Panamy i co się dzieje potem

Jakiś czas temu, na tak zwanym znanym portalu społecznościowym, pozwoliłem sobie zamieścić informację, iż źle mi się dzieje, iż jestem chory na wszystko i do tego nielegalnie przebywam w Panamie, czego naprawienie wymaga przejechanie przez cały kraj długi (i niezbyt szeroki) w stanie wysokiej gorączki, kataru, zapalenia ucha i ogólnego smutku. No to chyba należałoby się teraz wytłumaczyć po kolei o co w tym wszystkim chodziło. Wjechałem do Panamy dnia 10 kwietnia 2014 roku od strony Kostaryki, przejście graniczne Sixaola-Guabito, prowincja Bocas del Toro. Po stronie kostarykańskiej opłaciłem podatek wyjazdowy w wysokości 7 dolarów (plus dwa dolary opłaty za opłatę: punkt graniczny oferuje możliwość wpłaty 7 dolarów poprzez specjalną maszynę z czytnikiem paszportów, która po prostu nie działa: wielu próbowało i nikomu się nie udało, jeśli zaś maszyna nie działa, możesz opłacić podatek w miejscowej „aptece” która to apteka zasadniczo chyba nie ma leków na stanie, a utrzymuje się wł...

Panama: Kobiety na abonament

Tanio. Sto, dwieście dolarów za miesiąc? Czasem jakiś drobiazg, krzesło do kuchni czy karnisz na przedpokój. On przychodzi raz na tydzień, raz na dwa. Ona go nie kocha, ale tak zostawiać? I za co potem bedzie opłacać taksówki z supermarketu pod dom? Za co wykarmi dzieci? Jeśli kobieta coś ma, czego potrzebuje mężczyzna, to dlaczego miałaby mu tego nie użyczyć, zresztą z korzyścią dla obojga. To przecież zupełnie naturalne i nikt się temu nie dziwi. Nicole ma 16 lat: niska, o drobnej budowie ciała, chociaż dupa od lenistwa rośnie (niecały kilometr ze szkoły do domu - taksówką, chociaż twierdzi, że ona i jej mama należą do biednych). Kręcone, czarne włosy opadające na ramiona, mały nosek i jasna cera: wszystko to składa się na ogólny obraz młodzieńczej śliczności. Od wtorku do soboty jeździ z mamą na dworzec autobusowy, gdzie sprzedają obiady i lody. Wychodzą koło 11, wracają już po 13. Obiady gotuje rano mama, Nicole zaś po południu chodzi do szkołu. To znaczy: czasem, a czasem nie...

Dobry konkurs 2014: WYNIKI!

Po przeliczeniu ośmiokrotnie wszystkich głosów, Komisja Kontroli Gier i Zakładów z niekłamaną przyjemnościa ogłasza wyniki Dobrego konkursu 2014 : W kategorii relacje z podróży : 1. La Ruta Kajtostany z relacją O pewnej drodze 2. Anna Maria Piskorz - Wermacht i gwiazdy 3. Zdzich Rabenda - Islam na luzie: w świecie Alawitów 4. Przemysław Supernak - Samozwańczy przewodnik po Maroko 5. Arek Braniewski - Kolczyki z La Paz W kategorii limeryki : 1. Kasia Rycerz Młode dziewczę z Dębowej ulicy wyszło z domu mimo nawałnicy za rogiem stoi bar BEST* i piwo i joga jest niech Wojtek wróci z zagranicy 2. Bożena Ganczarek (pseudonim MAMA) 3. Peron4.pl * Bar best mieści się w Krakowie przy ulicy Dębowej i należy do tych magicznych miejsc, z których składa się magiczny Kraków, do miejsc, do których nie dotarli jeszcze hipsterzy! Ty możesz być pierwszy! Lokalizacja znana również z zagadek Wolnego Roweru . Nagroda specjalna od Slot Art Festival ufundowana w ostatniej chwili dl...

Dobry konkurs: dodatkowa nagroda na ostatnie dni głosowania!

Mili moi, rzutem na taśmę na ostatnie dni głosowania organizatorzy Slot Art Festival podarowali jako nagrodę w Dobrym konkursie karnet na cały tegoroczny festiwal! Nagroda ta o wartości 195zł przypadnie zwycięzcy Dobrego konkursu w kategorii limeryk lub w kategorii relacja - w zależności od tego kto uzbiera więcej głosów. A czym jest Slot Art Festival ? To pięć dni w innym świecie (w tym roku: 8-12 lipca). Pięć dni warsztatów najróżniejszych, koncertów muzyki najrozmaitszej i pozytywnych ludzi ze wszystkich krańców Polski i Świata, a wszystko to w magicznej atmosferze surowych murów byłego opactwa w Lubiążu (dolnośląskie). Za czasów mojej bezpowrotnie minionej ekhm młodości jeździło się, panie, rok rocznie, eh, za moich czasów! Ale teraz też na pewno jest fajnie. Także tego, głosujcie, głosujcie , jest o co walczyć : )! źródło: slot.art.pl/pl/galeria

Udało się: Robert wrócił do Polski!

Kilka miesięcy temu, w grudniu 2013 roku, pisałem o Robercie, który utknął w Gwatemali i potrzebuje pomocy, by się z niej wydostać . Zareagowaliście właściwie błyskawicznie: w mniej niż trzy tygodnie udało się zebrać 1564zł na to, by umożliwić Robertowi powrót do Polski. Tak jak pisałem , mimo uzyskanych pieniędzy, powrót nie był taki łatwy. Trzeba było najpierw uzyskać paszport w Ambasadzie RP w Meksyku (w Gwatemali takiej nie ma), która to ambasada nie paliła się do roboty. Natomiast budowa, na której pracował Robert koło jeziora Atitlan dobiegła końca: przeniósł się więc do Quetzaltepeque, pod skrzydła ojca Bogdana, którego poznałem w grudniu . Paszport w końcu udało się uzyskać, a nastepnie prześlizgnąć się do Meksyku i Cancun, skąd odchodzą tanie loty do Europy. Cancun - Madryt, Madryt - Barcelona, Barcelona - Warszawa, Warszawa - Rzeszów. 15 maja 2014 roku, po ponad dwudziestu latach za granicą, Robert wrócił na Podkarpacie. I bardzo Wam za to dziękuje. Teraz chciałbym się ...

Różnych ludzi się spotyka

To było w San Felipe, Belize. Leżałem na dziurawym, wilgotnym hamaku. Przez szpary w dachu wpadały żółte krople księżyca. Byłem strasznie brudny, bo żeby dojść do jego chaty, ciągnęliśmy przez jakieś nieludzkie błoto. Miejscowy pijak. Nawet nie tak bardzo pijany, po prostu życiowy połamaniec. Ciągle mi powtarzał, że w San Felipe wszyscy są w porządku. Murarz. 40 lat? Co chwilę wtrącał zdanie po angielsku podkreślając, że jest Belizeńczykiem, że mówi w dwóch językach. Siedzieliśmy najpierw na betonowym boisku do kosza. To była sobota. Siedziałem tam długo, cały wieczór. Nie chciało mi się szukać miejsca na nocleg, chciałem przespać się na boisku. San Felipe jest maleńkie. I rzeczywiście wszyscy są tam dobrzy. Chłopak, którego pytałem godzinę wcześniej o mszę w niedzielę (dlatego pamiętam, że to musiała być sobota) przyniósł mi potem tacos i colę. Tacos były świetne. Cola - zimna. A potem on, jak ucieleśnienie Ewangelii. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: "...

Parki San José: Kostaryka pokazuje, że można

Na Placu Demokracji tańczą tango. W Parku Morazan: żonglują, na jednokołowym rowerze krążą i w powietrzu wirują. Na Placu Hiszpańskim: w karty grają. W Parku Narodowym na trawie leżą, a w Parku Sabana - wszystko to na raz robią, bo to duży park jest. Tak duży, że policjanci jeżdżą po nim konno, a Teatr Ósmego Dnia jeździ po nim statkiem. A w parkowych pawilonach czasem zagra teatr lalek, czasem ktoś powie wiersz. Można? Można. Park Morazan w sobotnie popołudnie

Relacja konkursowa - O pewnej drodze

Relacja nr 8   w Dobrym konkursie 2014 - zobacz jak głosować! Autor: La Ruta Kajtostany O pewnej drodze   Był taki czas, kiedy bujaliśmy się po świecie całkiem oddzielnie i było klawo. Był taki czas, kiedy śmigaliśmy po świecie we dwoje i było pięknie. Aż nadszedł taki czas, kiedy pojawił się Kajtostan i było jeszcze piękniej. Wszystko po kolei... Bo był taki czas, kiedy już żyjąc sobie razem, Zbychu pojechał na rowerze do Sudanu i Ugandy w ramach sztafety śladami Kazimierza Nowaka. Pojechał na trochę, wystarczająco długo, by się stęsknić. Zaraz po powrocie wylądował w szpitalu, z którego musiał się urwać, bo czekały na nas bilety na Islandię. To był pierwszy lot tego roku (2010) z Krakowa na Islandię, dzięki czemu załapaliśmy się na szampana i skromny poczęstunek. Już to powinno dać nam do myślenia, że coś jest na rzeczy. Lecąc nad wyspą szaleliśmy z zachwytu, bo trzeba przyznać, że dla geografów (choć pewnie też dla innych spod znaku geo) Is...

Relacja konkursowa - ЗДРАВСТВУЙТЕ РОССИЯ!

Relacja nr 7   w Dobrym konkursie 2014 - zobacz jak głosować! Autor: Martyna Pawlak ЗДРАВСТВУЙТЕ РОССИЯ! Podczas wolontariatu w Meksyku przeczytałam książkę Ryszarda Kapuścińskiego “Imperium”. Postanowiłam, że moją następną destynacją będzie właśnie Rosja. Zaczęłam szukać kolejnego projektu EVS i znalazłam wyjazd z Organizacji “Jeden Świat” do Nizhnego Novgorodu. Projekt dotyczył pracy z dziećmi i młodzieżą autystyczną. Tak więc spakowałam się i 3 czerwca 2013 roku wylądowałam w Moskwie, skąd wsiadłam w pociąg jadący do Nizhnego Novgorodu. Na początku wcale nie było łatwo. Pierwsze zderzenie z językiem rosyjskim, który należy do grupy języków słowiańskich, było dla mnie sporym wyzwaniem. Jadąc do Rosji znałam tylko alfabet, podstawowe zwroty i wsjo! Było mi bardzo ciężko porozumiewać się, a tym bardziej podejmować decyzje rozmawiając o nich z poszczególnymi osobami. Także było mi trudno zrozumieć co mówią do mnie dzieci i młodzież, z którymi pracowałam, jednak po krótki...

Relacja konkursowa - Samozwańczy przewodnik – Maroko

Relacja nr 6   w Dobrym konkursie 2014 - zobacz jak głosować! Autor: Przemysław Supernak Samozwańczy przewodnik – Maroko Podczas pobytu w Maroku wyruszyliśmy pewnego dnia z Warzazatu do Wąwozu Todra, zatrzymując się po drodze w Tinghirze , mieście położonym w oazie, u podnóża gór. Ledwo wysiedliśmy z samochodów, pojawił się on - Hassan. - Witajcie przyjaciele, jestem Hassan. Tinghir to piękne miasto, cudowna medyna, bardzo stara, to dla mnie przyjemność, że mogę wam ją pokazać. I dalej rusza krok w krok za nami, zaczynając snuć opowieść o swoim mieście. - Próbujesz być naszym przewodnikiem? – spytałem. – Raczej go nie potrzebujemy. - Ależ skąd, przyjacielu. Jestem bogaty, mam własny interes i nie potrzebuję waszych pieniędzy. Dzisiaj mam wolne i chętnie się z wami przejdę, a przy okazji poćwiczę swój angielski. No, dobra – pomyślałem. Mówisz, że nie chcesz pieniędzy, więc jeśli o nie poprosisz, co pewnie zrobisz na samym końcu, to nie będzie ci łatwo przekonać...